
SSTROM, Kaitlyn Aurelia Smith, Abul Mogard

SSTROM – Otider
Zagadkowe postaci należące do grupy SHXCXCHHCXSH, która uosabia mocarne szwedzkie brzmienie mrocznego, nieco industrialnego techno, od niedawna mają już tożsamość – jedną z nich jest Hannes Stenström, lider niejednego projektu począwszy od indie-rockowego Addo 602 oraz electropopowego Stagmalsklubben. Muzyk jest też wziętym adeptem nieco lżejszej, bardziej dronowej i ambientalnej odmiany elektroniki, którą prezentuje na debiutanckiej płycie projektu SSTROM. „Otider” stanowi nieco bardziej rozmarzoną, odrealnioną, choć nie tracącą odpowiednio nerwowego pulsu formę muzyki „tanecznej”. Znajdziemy tu wszystkie charakterystyczne dla północnego brzmienia elementy – chłodną halową przestrzeń synthów, miejscami duszne klubowe pogłosy, ostre jak brzytwa perkusionalia, a to wszystko umoczone w nieco niedbałym brzmieniu lo-fi. Miejscami kosmicznie (jak w „Damm”), miejscami industrialnie (jak w „Baslinjen”), miejscami odurzająco spokojnie („Modernisten”).

Kaitlin Aurelia Smith – Tides: Music for Meditation and Yoga
Kaitlyn Aurelia Smith to dziś niewątpliwie jedna z najbardziej znanych wirtuozek analogowych instrumentów elektronicznych na świecie, która zgrabnie łączy klasyczne niemalże kompozycje z niesamowitym klimatem, który wytwarza za pomocą swych ulubionych pudełek i klawiatur. Tym razem mamy do czynienia z płytą jednocześnie nietypową, jak i silnie „gatunkową”. Pierwsze i drugie łączą się tutaj – rzadko kiedy artysta z takim dorobkiem bierze się za płytę o tak sprecyzowanym profilu. To naprawdę płyta do medytacji i jogi, ale dla słuchaczy, którzy szukają ukojenia nie w japońskiej tradycyjnej muzyce strunowej czy indyjskich bębnach, ale w metafizycznym brzmieniu urządzeń elektronicznych. Ambientalne kompozycje, opatrzone jednak bardzo wyraźną rytmiką przywodzą na myśl miejscami wczesne prace Aphexa Twina, nie uświadczymy tu jednak uczucia niepokoju, wyobcowania i chłodu; przeciwnie – utwory Smith naprawdę działają uspokajająco na oddech. Popracujcie nad swoim.

Abul Mogard – And We Are Passing Through Silently
Album otwiera moja ulubiona chyba kompozycja tajemniczego „mistrza z Belgradu” – to remiks (płyta składa się z samych remiksów) utworu „O.M.A.” Aishy Devi, w ramach którego nieziemski oniryczny głos szwajcarskiej wokalistki i kompozytorki stanowi równoprawny element potężnej dźwiękowej ściany jaką rozpościera przed nami Abul Mogard. Muzyka jednego z najbardziej zagadkowych twórców współczesnego ambientu za każdym razem przenosi nas w nadnaturalne, pozornie chłodne, jednak z każdą zmianą tonacji jakby fizycznie bliższe nam, pejzażowe przestrzenie. Jej fantasmagoryczny klimat odpręża umysł, ale nie pozostawia go nigdy w bezrozumnym letargu – głęboka kontemplacja zbliża nas tak bardzo ku materii, że drobne bruzdy na rodzynku oglądanym z bliska stają się kanionami, zaś każda myśl rozrzedzona zostaje tak bardzo, że staje się częścią tła. Majestatyczny, choć nie złowieszczy, nieludzki, choć jednocześnie żywy i organiczny, medytacyjny, choć nie do końca uspokajający – taki jest Abul Mogard, człowiek, który wiele przeszedł w swoim życiu, choć być może wcale nie istnieje.
Co państwo na to?