Mazut, Rites of Fall, Earth Trax
Mazut - Atlas
Niestety ta płyta stanowi przedśmiertne westchnienie jednego z najważniejszych niezależnych wydawców. BDTA zamyka się na początku tego roku po niecałych pięciu latach pracy pod tym szyldem (wcześniej przez trzy lata label funkcjonował jako Oficyna Biedota). Jeśli „Atlas” ma by ostatnim słowem tej zasłużonej marki, to nie pozostaje nam nic innego, jak zdjąć kapelusz i ukłonić się, roniąc łzę – walka trwała do końca. Wspomniany krążek to doskonały przykład na to, że estetyka lo-fi nie musi oznaczać braku komunikowalności. Garażowy (w tym przypadku chodzi bardziej o pokój z boazerią) charakter twórczości Mazuta splata się jednocześnie z znakomitym wyczuciem konwencji, zmysłem międzygatunkowego konesera. „Atlas” to płyta nerwowa, pędząca, narwana – pikuje znane nam kategorie muzyczne, by uruchomić je na nowo za pomocą młotka. Znajdziemy tu dużo czystego i minimalistycznego techno, jednak bezustannie łamanego przez brudne i mocno brutalne brzmienie. Wyraźna rytmika takich kawałków jak „Perverse Incentive” łaczy się z pulsującym i migotliwym syntezatorowym brutażem (np. „Atlas”). Takie są efekty geekowskiej nerwicy, która sprawia, że Paweł Starzec i Michał Turowski (moim zdaniem jedni z najciekawszych producentów na rodzimej scenie), nie mogąc usiedzieć w miejscu, konstruują wciąż nowe muzyczne maszynki, za pomocą których zalewają nas bezkompromisowym brzmieniem o konsystencji oleju opałowego.
Rites of Fall – Truthsayer
Jak widać nastroje w kraju nad Wisłą raczej mocno przy ziemi – czarna magma, której hołduje Mazut, rozlewa się dalej i głębiej. Rites of Fall stanowi już jednak inne stadium tego procesu – powolne, acz nieubłagane przeciągłe partie smyczków, upiorne głosy odbijające się od ścian opuszczonych biurowców, szmery i rzężenia w tle, to wszystko dziwnie dobrze wpisuje się w klimat, jaki ukochała współczesna elektronika. Określenie „polski Forest Swords” nie będzie tu chyba nadużyciem. Jeśli jednak brytyjski producent lubuje się w ostrym brzmieniu zsyntetyzowanej historycznej Japonii, Rites of Fall również przenosi nas na Daleki Wschód, ale tym razem z cyberpunkowej przyszłości, monumentalnej i nieludzkiej. Zachowując formalną spójność, warszawski producent pozwala sobie na rozmaite wycieczki – od kosmicznych przestrzeni Tangerine Dream, przez spiętrzone i poszarpane syntezatorowe kaskady bliskie Fuck Buttons, po potężne noisowe ściany dźwięków, tak charakterystyczne dla twórczości artystów spod znaku (albo wielu znaków) witch house’u. Z tymi ostatnimi łączy Rites of Fall także złowróżbna stylistyka przywodząca na myśl okultystyczne horrory à la Blair Witch Project. Jeśli Rites of Fall stanowi polską odpowiedź na kulturowy niepokój, jaki ogarnął pozostający w kryzysie Zachód, to przynajmniej w tym względzie nie mamy się czego wstydzić – umiemy martwić się z klasą.
Earth Trax – I Gave You Everything
A jeśli apokaliptyczno-industrialno-okultystyczne klimaty sprawią, że poczujecie się nieco zmęczeni, na koniec polecam zwrócenie się ku konwencji, którą od jakiegoś czasu z wielkim powodzeniem rozwija Bartosz Kruczyński – jeden z najzdolniejszych producentów rodzimej sceny deep house. „I Gave You Eveything” to płyta odprężająca, ale nie infantylna, miejscami ambientalna, ale nie usypiająca, głęboka, ale nie pozbawiona rytmicznej powierzchni. Earth Trax porusza się gdzieś pomiędzy na poły uśpionym Ursynowem a tętniącym pijanym życiem piątkowego wieczoru Centrum Warszawy, penetruje hipsterskie wnętrza klubów, by później położyć nas wygodnie w miękkiej pościeli (niestety w butach); jest imprezowiczem, ale raczej metafizycznym. Oprócz mentalnego voyage’u po nocnej Warszawie znajdziemy tu o wiele więcej poważnych odniesień przede wszystkim do lat 90. – rozmyte pogłosy i miękkie tła wczesnych prac Richarda D. Jamesa, kosmiczne struktury Autechre (szczególnie z „Amber”), a nawet sample, które dawno temu słyszeliśmy na „The Fat of the Land” (a może mi się wydaje…). Relaks, oddalenie, a na koniec trochę niewymuszonej taneczności („Exit”). Jeśli Rites of Fall obdarzyłem mianem „polskiego Forest Swords”, Earth Trax godzien jest miana „polskiego Bicep”.
Co państwo na to?