Glassjaw, John Maus, Spirit Fest
Glassjaw - Material Control
Bohaterowie mojej młodości wracają i masowo mnie zawodzą. Doceniam jednak, że każdy robi to na swój unikatowy sposób. Refused przepoczwarzyli się w kiepsko uczesanych, pretensjonalnych hardrockowców, At The Drive-In udają, że pomiędzy albumami „in•ter a•li•a” (recenzja) i „Relationship of Command” nie ma różnicy 20 lat (i kilogramów, Panie Zavala). Glassjaw zaś przypomnieli sobie, że wywodzą się ze sceny NYHC. Ten ostatni ruch z pewnością należy do najodważniejszych, szkoda tylko, że na „Material Control” brakuje piosenek – odwrót w kierunku twardego rdzenia wyrugował większość stylistycznych zapożyczeń, pozostała niemal wyłącznie męcząca bezkompromisowość. Patenty, które na debiucie czy „Worship & Tribute” (ciekawostka – ten powalający zgraniem album zarejestrowano z udziałem sesyjnego bębniarza) nadawałyby się najwyżej na krótki łącznik pomiędzy znakomitą zwrotką a jeszcze lepszym refrenem, na „Material Control” stanowią podstawę całych, irytująco podobnych do siebie utworów. Doskwierają transparentne partie bębnów, zasadniczy brak konceptu, drugiej gitary i choćby szczątkowego pomyślunku w kwestiach kompozytorskich. Z całej płyty na dłużej zostaną ze mną „Shira”, „Closer” i „Bibleland” – jedyne względnie rozpoznawalne fragmenty „Material Control”. Pozostaje mi poczekać, aż Glassjaw na powrót stanie się zespołem.
John Maus - Screen Memories
Ten amerykański Kapitan Nemo (a także filozof, lewicowy działacz, dobry kumpel Ariela Pinka i okazjonalny konstruktor oldschoolowych syntezatorów) dotąd nieszczególnie mnie interesował, ale wraz z pojawieniem się „Screen Memories” nie wypada mi już dłużej ignorować jego istnienia. Pan Maus wyspecjalizował się w zderzaniu nostalgicznych retro-synthowych partii pożyczonych wprost z czołówki „Kwanta” z nerwową, napędzaną żywym basem postpunkową rytmiką. Równanie uzupełniają studzienne pogłosy, lakoniczne do granic teksty i prymitywnie programowane partie bębnów. Niby nic szczególnie nowego i odkrywczego, ale John wygrywa chwytliwością (pomyślcie o new romantic obniżonym o dwie oktawy) i bardzo umiejętnie wykreowanym maniakalno-niesamowitym nastrojem. W efekcie „Screen Memories” to coś w rodzaju soundtracku do międzygwiezdnej ekspedycji przełamanego przestrogą przed konsekwencjami rozwoju technologicznego.
https://youtu.be/7kzp6SBWDT0
Spirit Fest - s/t
Dwutygodniowe spotkanie na szczycie, domniemany organizator: wytwórnia Morr Music, w rolach głównych japoński duet Tenniscoats, Markus Acher z The Notwist, Jam Money oraz Joashino, efekt: dwanaście przesyconych eskapizmem, akustyczno-zabawko-elektroniczych piosenek. Ton nadaje nieporadna pluszowość Tenniscoats i charakterystyczne nieśmiałe melodie Achera. Wszyscy uczestnicy projektu Spirit Fest wydają się wyspani, zrelaksowani i po prostu tworzą, nikt nie stara się za bardzo, osobiści ochroniarze, fryzjerzy i specjaliści od PR-u ewidentnie zostali przed drzwiami studia nagraniowego (lub co bardziej prawdopodobne – średniej wielkości pokoju). Rzeczywistość w ostatnim czasie dostarcza wystarczającej ilości powodów, by sięgnąć po ten album w celach wyłącznie terapeutycznych. Niezależnie od tego czy potrzebujecie detoksu po świątecznym obżarstwie, odwrócenia uwagi od oszukanej, stanowczo zbyt wilgotnej zimy, czy zwyczajnie macie potrzebę, by na moment zapaść się w sam środek siebie – Spirit Fest sprawdzi się znakomicie, a do tego nie był testowany na zwierzętach. Nie pozwólcie, by ten niepozorny album Wam się wymknął, nawet jeśli to tylko homeopatia.
Co państwo na to?