Cleo Sol, Tiombe Lockhart, Chiiild
Cleo Sol - Rose in the dark
Cleo Sol to artystka, która swój płytowy debiut ma już za sobą i to właśnie Rose in the Dark jest jej pierwszym długogrającym krążkiem. Utwory są nienachalną syntezą wszystkich tych brzmień, które cenimy u innych soulowych artystów.
Jest lekko, kojąco i wiosennie. Muzycznie przekłada się to na stonowaną, snującą w tle perkusję, stałe basowe linie melodyczne, rozpościerające dźwięki skrzypiec, harfy, fortepianu, czy fletów oraz kręty, wibrujący wokal. Akustyczne instrumentarium dodaje wzniosłości i otula wysublimowaną błogością. Zupełnie inny nastrój, niż pozostałe instrumenty, wprowadza swobodna gitara w utworach „Butterfly” i „Sure of Myself”. Mamy do czynienia z bardzo intymną, muzyczną idyllą – minimalizmem, który zwraca uwagę swoją wystarczalnością. W „Sure of Myself” napiętrzające się emocje dodatkowo otulają dźwięki rozkołysanych fal – dynamicznych plusków.
„Rose in the Dark” to płyta, której słucha się leżąc na kocu z buzią wystawioną w stronę słońca, ale że można tylko na łóżku pod kocem, to i tę opcję polecam, bo słucha się niemal równie przyjemnie.
Tiombe Lockhart - The Aquarius Years
Nie ma regularności, nie ma spójnych warstw, nie ma przewidywalności. Tiombe Lockhart to jedna z tych artystek, która do swojej undergroundowej niszy przytuliła się wyjątkowo mocno i mimo kilkunastu lat działalności artystycznej, nie jest znana szerszej publiczności. Podczas pracy nad albumem współpracowała z Robertem Glasperem – amerykańskim pianistą i producentem, nagrodzonym trzema nagrodami Grammy i jedną Emmy Award.
Każdy z utworów na „The Aquarius Years” proponuje kolejne zawiłe melodyjne faktury. Psychodeliczne R&B w neo-soulowej odsłonie tworzy wirującą melancholię, która daleka jest od chwytliwych patentów. Lockhart swobodnie snuje się przez grząskie rytmy, gitarowe pulsacje i fortepianowe muśnięcia. Trudno nadążyć za zmiennym charakterem utworów – od drapieżnych, powykrzywianych po oniryczne, z wokalem w roli głównej. Każdy z nich proponuje zupełnie inne instrumentarium i spektrum dźwięku co momentami bywa frustrujące – zwłaszcza jeśli za bardzo polubi się jedną z brzmieniowych twarzy artystki. Koniec zwiastuje dość smętna aranżacja „California Dreaming”, choć wokale Lockhart w połączeniu z wysublimowanymi partiami fortepianowymi mogą znaleźć swoich zwolenników. Mnie nie porwały, ale wcześniej zdecydowanie jest czego szukać i słuchać.
Chiiild - Synthetic Soul
Szukając więcej informacji na temat tego artysty, nie natknęłam się na nic szczególnego. Wiem, że pochodzi z Montrealu, że pracował za kulisami z takimi artystami, jak Lady Gaga, Usher, czy Skrilexx. Dowiedziałam się też wiele o znaczeniu słowa „child”. Dlatego też zrezygnowałam z poszukiwań i nałożyłam słuchawki.
Album rozpoczyna gęsta i rzewna partia skrzypiec. Odrywa nas – niektórych tylko troszkę, innych prawdopodobnie wysoko – od ziemi. Chiiild owija wokół nas soulowe, pulsujące rytmy, eteryczne melodie i futurystyczne brzmienia syntezatorów, czasem gitar. Emocje intensyfikowane są przez skrzypce, które niemal każdy utwór ubierają w nostalgiczną aurę. To psychodeliczno-liryczne uniesienia, które są tłem dla wokali w stylu D’Angelo. „Synthetic Soul” to melancholijna retrospekcja – czuła, otulająca i energetyzująca, która lekko wbija w krzesła. Miałam jeszcze dodać, że masuje, ale wtedy przypomniałam sobie, że to muzyka, a nie salon SPA, ale może to jedno i to samo?
Co państwo na to?