Broken Social Scene, Do Make Say Think, Idles
Broken Social Scene - Hug Of Thunder
Niepoliczalne zrzeszenie kanadyjskich muzyków pod nazwą Broken Social Scene za sprawą „Hug Of Thunder” dobiło do pełnoletności. Ten album może być znakomitą odtrutką na cynizm, żółć, czarnowidztwo i zaciętość usztywniającą mięśnie twarzy – muzycy przeciwstawiają złym emocjom gigantyczną dawkę marzycielskiego, trochę naiwnego optymizmu zamkniętego w gęstych i przebojowych chyba-nawet-bardziej-niż-zwykle porcjach hippisującego indie rocka. I nie jest tak, że Broken Social Scene z ostentacją odwracają głowę od coraz bardziej niepewnej codzienności, ale zamiast złorzeczyć podejmują walkę na własnych zasadach, uzbrojeni w kosmate obłoczki, żelki i owoce w czekoladzie. Jak zwykle w przypadku Broken Social Scene, w nagraniu „Hug Of Thunder” brało udział przynajmniej kilkanaście osób i jak zwykle wyraźnie to słychać – utwory pękają w szwach od ilości równoległych partii instrumentalnych (do puli wliczam rytmiczne klaskanie, tupanie, mlaskanie i rozmaite stukoty niekreślonego pochodzenia). Ten aspekt twórczości Broken Social Scene na dłuższą metę bywa męczący, ale wszyscy znający poprzednie nagrania grupy z pewnością nie będą zaskoczeni, a „Hug Of Thunder” to bardzo dobra płyta na trudne czasy.
Do Make Say Think - Stubborn Persistent Illusions
I znowu Kanada, a do tego częściowe powinowactwo z Broken Social Scene (na czarnym dnie darknetu istnieje teoria mówiąca, że wszyscy kanadyjscy reprezentanci sceny mniej lub bardziej niezależnej musieli choćby przez moment terminować u BSS), ale tym razem to tylko czterech muzyków. Tylko albo aż, bo ten w pewnych kręgach niemal kultowy, a globalnie nieszczególnie znany kwartet opanował do perfekcji niespieszne budowanie nastroju, długoterminowe przechodzenie od szeptu do krzyku, balansowanie na granicy hałasu i delikatności. Poprzedni album grupy ukazał się 10 lat temu i nieszczególnie wiele się od tego czasu zmieniło. Do Make Say Think są impregnowani na zmiany i dalej grają post rock zgodny z wytycznymi nakreślonymi lata temu przez Tortoise i innych podopiecznych wytwórni Thrill Jokey. W skrócie chodzi o to, by unikać jałowych solowych popisówek, czarnych koszulek z nieczytelnymi logami metalowych zespołów, nigdzie się nie spieszyć, pozwalać otwartym kompozycjom pączkować w naturalny sposób, dobrze się wysypiać i spożywać dużo warzyw. Dzięki temu Do Make Say Think starzeją się lepiej niż Sean Connery.
Ildes - Brutalism
Przedstawiciele Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii niezgodę na rzeczywistość wyrażają za pomocą bardziej tradycyjnych środków – widły, benzyna i punk rock. „Brutalism” to pozornie prosta i skondensowana do granic napierdalanka, ale dzieje się tu nadzwyczaj dużo. Nerwowo łamane metrum, zupełnie niepunkowe akordy, pożyczona od Sleaford Mods niechlujna melorecytacja, przesterowany bas, bardzo dobre melodie, sporo poczucia humoru, zapamiętywalne one-linery i dużo pysznego hałasu. Idles nie wynaleźli punk rocka na nowo, ale z małpią zręcznością lepią w całość różne jego odmiany. W sensie lirycznym stawią na bezpieczne i sprawdzone TOP5 punkowych tematów wszechczasów (polityka, religia, seksizm, uzależnienia, depresja) – niby trochę ironizuję, ale grupie nie można odmówić autentycznego zaangażowania. Być może wszystko już było, a i tak nic nie zmieniło się na lepsze. Na koniec dodam tylko, że trochę przypadkowy kontakt z Idles przesądził o moim udziale w tegorocznym OFF-Festivalu, a ostatni utwór na „Brutalism” to prawie-prawie-ballada.
Co państwo na to?