
Piosenki przeciwko kryzysowi w piosenkach
Czasami los nieszczególnie nam sprzyja. Piosenki nie działają tak dobrze jak zwykle i cały Spotify w swej gigantycznej niepoliczalności, nie ma dla nas nawet jednego utworu, na którym warto by zawiesić ucho. Dni zbijają się w bezkształtną masę o barwie brudnego śniegu i trudno właściwie określić, czy pędzą z okrutną prędkością, czy może raczej zacięły się na amen i już od dawna stoją w miejscu. Utrzymujące się od miesięcy wrażenie prowadzenia wciąż tej samej, niespecjalnie pasjonującej konwersacji oraz powtarzające się, wypłowiałe twarze spotykane każdego ranka w windzie mogą być oczywiście niepowiązanymi przypadkami lub symptomem poważnego pęknięcia w strukturze rzeczywistości. Nie nam to oceniać, ale pamiętajcie – leczenie farmakologiczne to zawsze ostateczność. W międzyczasie postaramy się pomóc w kwestii piosenek. Za sprawą poniższych propozycji umiarkowany entuzjazm powinien powrócić, a przynajmniej nieśmiało wychylić główkę z norki.
dné – „More Like It”
Dné nagrał jeden z bardziej kameralnych i intymnych albumów 2016 roku. Co ciekawe, płyta powstała w ramach walki z pogłębiającym się kryzysem twórczym. Zupełnie tego nie słychać – wprost przeciwnie – szkicowy charakter utworów i bezpretensjonalna melodyjność sugerują raczej dziki entuzjazm artysty, którego przez długi czas trzymano w odosobnieniu, bez dostępu do ulubionego instrumentu. Obiektywnie rzecz ujmując, na całym „These Semi Feelings, They Are Everywhere” nie dzieje się przesadnie wiele – instrumentalne utwory skapują powolutku otulone szumami, cieplutko oldschoolowymi barwami syntezatorów, poplątanymi dyktafonowymi samplami i okazjonalnym skrzypieniem krzesełka. Tytuł albumu znakomicie pasuje do tematyki tego tekstu, a odrobinę bałaganiarskie i celowo pozbawione wyraźnej myśli przewodniej kompozycje mają wysoką zawartość witaminy D i nieodparty urok osobisty – sami widzicie, są szanse, że wszystko znowu zacznie się zgadzać.
13&GOD – „Armored Scarves”
Uważni i łakomi pochłaniacze seriali mieli szansę trafić na ten utwór pod koniec pierwszego sezonu „Młodego Papieża” Sorrentino. Wspólny projekt skrajnie eklektycznych Niemców z The Notwist i amerykańskich hiphopowców z Themselves jak dotąd obrodził dwoma pełnometrażowymi albumami. Oba konceptualnie pojedynkują się ze śmiercią (scena, która ilustruje utwór, nie jest przypadkowa), w kategoriach muzycznych zaś dryfują sowobnie między para-hipohowym gadaniem a klasycznym nieśmiało-refleksyjny stylem Notwist. W „Armored Scarves” prym wiedzie melancholia – dziękujemy panie Acher – ale wyraźnie punktująca warstwa rytmiczna z pewnością sygnowana jest przez frakcję z kraju wolności i hamburgerów. Synergia przeciwko entropii.
Nils Frahm – „Sanson”
Zdecydowanie najświeższa propozycja w całym zestawie. Nils Frahm w końcu zbudował swoje studio marzeń i może tam siedzieć, ile tylko mu się podoba. Po całkowitym czasie trwania tego albumu wnoszę, że podoba mu się bardzo. Zgodnie z tytułem „All Melody” to płyta skrajnie uporządkowana, miękka i w pełni podlegająca harmonii. Najbardziej błogo robi się w utworach opartych o dyskretnie modulowane syntezatorowe sekwencje – te masują zwoje mózgowe zdecydowanie najskuteczniej.
Múm – „Dancing Behing My Eyelids”
Ten utwór to dziecięca wrażliwość w najczystszej postaci. Wszyscy, którzy bezpowrotnie utracili ją na rzecz giełdy, jazd próbnych i poważnego życia, prawdopodobnie nie usłyszą nawet jednego dźwięku. A jest czego żałować, bo rozpędzająca się powoli skrzecząca melodyjka rodem z kieszonkowych konsol do gier z czasem nabiera właściwej wartości kalorycznej (za sprawą dużej ilości pistacjowych lodów i pokrytych lukrem jednorożców), by ostatecznie wybuchnąć tęczowym konfetti z cukru pudru. Czego i Państwu życzę.
Co państwo na to?