Najlepsze piosenki 2016
Lambchop – „In Care Of 8675309”
Legenda głosi, że po dwudziestu latach grania alt-country stojący na czele Lambchop Kurt Wagner odkrył i pokochał hip-hop. „In Care Of 8675309” to dwanaście minut powtarzalnej do znudzenia, nieskończenie harmonijnej i kojącej sekwencji zwrotka-refren, tylko vocoder mięciutko otulający wokal sugeruje zwrot w kierunku technologii. Najważniejsze jednak, że „In Care Of 8675309” powinien trwać trzy razy tyle.
of Montreal – „Let’s Relate”
Kevin Barnes od kilku lat prawie nie wychodzi ze swojego pałacu wydrążonego w kulce lodów malinowych, ale kiedy już zdarzy mu się wychylić głowę i posłuchać czegoś innego niż własne myśli, powstają piosenki takie jak ta.
Your Friend – „Come Back From It”
Tarryn Miller schowana za pseudonimem Your Friend nosi dziwne okulary. To znaczy normalne, ale dziwne. Ale normalne. Tylko, że dziwne. I w tych okularach Tarryn gra taki niby folk, ale jakiś dziwny. Gęsty i zawiesisty, choć unoszony anielskim głosem. Nie daje nam to spokoju.
We Draw A – „Tilia”
Jednocześnie senny i rozmarzony, jak i taneczny i radosny numer, narastający powoli, ale stanowczo w iście dyskotekowym rytmie. Składający się z wielu płaszczyzn (swoją drogą chylę czoła przed producentem): gdy na jednej basowe dźwięki syntezatorów pulsują rytmicznie, na drugiej, jakby w tle pogłosy, echa, stłumione świsty budują ograniczoną przestrzeń, niczym z dusznej imprezy electro.
Warpaint – „New Song”
Tym singlem i klipem do niego Warpaint udowodniły, że cieszą się tak samo wdzięcznie, jak smucą. Czyli zaraźliwie.
Kevin Morby – „I Have Been To The Mountain”
Utwór inspirowany tragiczną śmiercią Erica Garnera, uduszonego przez nowojorskiego policjanta podczas aresztowania, pokazuje nie tylko artystę społecznie zaangażowanego. Kevin Morby ma niezwykły talent kompozytorski i umiejętność budowania nastroju, a nasłuchiwanie kojotów i wpatrywanie się w księżyc spacerując wokół swojego domu na przedmieściach Los Angeles tylko mu w tym pomaga.
Dante High – „Parking Lot Soul”
Oto „Footloose” (opcjonalnie „Dancing With Tears In My Eyes”) na miarę naszych niepewnych czasów. O Dante High nie wiadomo właściwie nic, ale po trzech minutach z „Parking Lot Soul” jesteśmy pewni, że należy mieć na nich oko.
Deftones – „Prayers/Triangles”
Po tylu świetnych płytach trudno sobie wyobrazić, że Deftones są w ogóle zdolni do nagrania czegoś rozczarowującego, ale i tak regularnie przekraczają nasze oczekiwania. A kiedy zapowiadają kolejny album takim singlem, jesteśmy gotowi poprawiać im podkolanówki.
Efterklang / Fundal – „Cities Of Glass”
Nie pamiętamy kiedy ostatnio tak długo czekaliśmy na jakiś album, jak na operę Efterklang i Karstena Fundala. Przez ten utwór sierpień, wrzesień i październik ciągnęły się w nieskończoność. Niesamowite połączenie hipnotyzującego minimalizmu, patosu opery i kojącego głosu Caspera – to był bardzo przyjemy strzał znikąd, który przerwał przedwczesną żałobę po Efterklang (łagodzoną skądinąd niezłym albumem Liima).
Venetian Snares – „Everything About You Is Special”
Jest w tym utworze coś zarazem kosmicznego, jak i nostalgicznego. „Everything About You Is Special” to najbardziej osobisty numer na znakomitej „Traditional Synthesizer Music” (klik recenzja), w którym odbija się zarówno estyma do korzeni współczesnej elektroniki, niezrównoważona psychika, jak również romantyczna dusza Aarona Funka. Prawdziwa schizofreniczna elegia o miłości.
Radiohead – „Burn The Witch”
Od dawna w równym stopniu marzył nam się powrót Radiohead do bardziej melodyjnych kompozycji, tak jak Jonny’emu Greenwoodowi należał się większy wpływ na aranżacje tych melodii. Ależ to wszystko eleganckie i tak precyzyjnie skrojone; i te szarpane struny w końcówce budujące delikatne napięcie. No cudo! (recenzja albumu)
Zack De La Rocha – „Digging for Windows”
Losy członków Rage Against The Machine po rozpadzie grupy potoczyły się delikatnie mówiąc różnie. Instrumentaliści pierwszy próg obciachu osiągnęli za sprawą współpracy z Chrisem Cornellem (arcyrockowy Audioslave), dwudziesty pierwszy zaś formując Prophets of Rage, żenujący coverband macierzystej formacji (uwaga, będą straszyć na tegorocznym Open’erze). A Zack i jego wkurwienie po prostu zniknęli. Mamy nadzieję, że „Digging for Windows” to zapowiedź czegoś większego, po dziesięciu latach Światu się to po prostu należy.
Braids – „Joni”
Czym byłby rok, gdyby nie odznaczył się jakimś robalem, który włazi do mózgu przez ucho i daje o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Najbardziej obślizgły earworm w 2016 to właśnie „Joni”.
PRO8L3M – „Molly”
Utwór, z którym wiąże się tak wiele osobistych odniesień, że aż wstyd o tym pisać… Jeśli to byłby kierunek, w którym miałby ewoluować polski hip-hop – bez zastanowienia kupujemy! Potężne syntezatorowe efekty bliskie witch house’u, ukryte odniesienia do popkultury, cyberpunkowy, nieco dystopijny klimat i bezkompromisowy rap Oski – powtarzamy raz jeszcze: kupujemy w całości!
The Kills – „Doing It to Death”
Niepodważalny dowód na to, że najlepsze popowe piosenki powstają na bezczelnie prostych fundamentach.
Mass Gothic – „Nice Night”
„Nice Night” to pewny zwycięzca w kategorii najtłustsza partia basu w 2016, Death From Above 1979 już tak niestety nie potrafią. Wystarczy kilka odsłuchań by stwierdzić, że grupa plasuje się dość wysoko także w kategoriach „najbardziej hiciarski refren” oraz „unikanie fryzjera”.
Sky H1 – „Land”
Nastrojowa ballada w stylu Oneohtrix Point Never (recenzja), pochodząca z EP-ki „Motion”(recenzja), na której młoda Belgijka daje prawdziwy popis zdolności producenckich. Ten krótki album mieści w sobie pierwiastki grime’u, vapor wave, idm oraz przełamanego witch housem klasycznego ambientu. Industrialnie, ale i bardzo przestrzennie – jak widać roboty też mają duszę. Wydaje się, że to nowa nadzieja europejskiej elektroniki.
So Slow – „Rzeczy, które wymykają się z rąk”
To chyba właściwie nie jest piosenka… Ale na pewno najmocniejszy moment najmocniejszej płyty z 2016 roku. Podczas słuchania tego kawałka napięcie wewnątrz rośnie tak, że wywala bezpieczniki w całym pionie. (recenzja albumu)
Frankie Cosmos – „Fool”
Wszystkim songwriterom świata należy życzyć takiej bezpretensjonalności, oderwanego, ale uważnego spojrzenia i uroczo kolorowych sweterków. Chcemy przytulać Frankie Cosmos, nawet jeśli to wszystko jest tylko precyzyjnie wystudiowaną pozą – czasem dla własnego dobra trzeba dać się nabrać.
Pinegrove – „Old Friends”
Wiosną okazało się, że nasz nowy ulubiony zespół grający emo to jednocześnie nasz nowy ulubiony zespół grający americanę.
Hey – „Historie”
Zostaje „w klapach płaszcza, na nogawkach i we wszystkich szwach”, taka to jest piosenka. Jak zawsze tekst błyszczy w akompaniamencie prostej melodii, jak na kolejny HEYowski klasyk przystało.
Jordi Savall – „Romance fronterizo: Cerco de Baezad”
Ten kataloński kompozytor i wirtuoz violi da gamba po raz kolejny pokazał, że muzyka, choć stanowi wytwór tradycji i kultury przypisanej do konkretnego miejsca na ziemi, pozwala wykroczyć poza sztywne ramy, które narzucają jej źródła. Muzyka to język ponadnarodowy i ponadreligijny, który nie zna granic w tradycyjnym znaczeniu, gdyż sam jest granicą i spotkaniem. Taka jest cała „Granada Eterna” – płyta, z której pochodzi ten utwór: pomiędzy światem średniowiecza i renesansu, pomiędzy muzyką arabską, sefardyjską i chrześcijańską, pomiędzy romansem i mistyką.
James Blake – „Timeless”
Cytując naszą podwójną recenzję albumu, (czytaj całość) Blake „szczepi namiętność w bezdusznych maszynach i odwrotnie – wprowadza cyfrowe aberracje do świata emocji… dlatego ta płyta i jej kolor we wszystkim, co się na niej znajduje, cieszy niezmiernie”, dlatego ta piosenka i muzyka Jamesa Blake’a jest, jak tytuł sugeruje, ponadczasowa.
Sampha – „Plastic 100°C”
Ta piosenka chyba jeszcze nie została oficjalnie wydana, przez co video live, na którym Sampha wykonuje ją przy pianinie jest najczęściej odtwarzanym przez nas filmem w 2016. Czekamy niecierpliwie na pełną płytę, żeby sprawdzić jak ten nieidealny głos i niemodna muzyka sprawdzi się w dużym formacie.
Wild Beasts – „Alpha Female”
To ostatnia piosenka jaką Wild Beasts napisali na „Boy King”, piosenka, która jak powie Thorpe – „It felt like we’d always written it – of course there was always a song called „Alpha Female”, by Wild Beasts, and of course it sounds like that”.
W podsumowaniu udział wzięli: Łukasz Suchy, Mariusz Godzisz, Bartek Gradkowski, Bartłomiej Błesznowski, Marcin Gręda.
Co państwo na to?