Fonotyp paraolimpijski – zestaw dla biegacza z nadwagą
Bieganie to bardzo przyjemny sport. W szczególności jakieś 15 minut po zakończeniu treningu, kiedy to świeżo wyprysznicowane endorfiny radośnie łaskoczą nas w czoło. Trudno wykrzesać z siebie powyższe stwierdzenie bezpośrednio przed biegiem, ale bezlitosne motywowanie się do wyjścia i poczucie absolutnego triumfu woli, gdy w pociesznym stroju zbiegamy po klatce schodowej to integralne element treningu.
Każdy bieg to mikrozwycięstwo na drodze do wiecznej chwały (na brak zauważalnych postępów na razie przymknijmy oko). Jogging bez muzyki nie istnieje. Radykałowie stosują specjalnie podkłady o określonej długości i tempie, ale przez wzgląd na brak jakikolwiek walorów artystycznych, te należy pomiąć.
„Burning” – Whitest Boy Alive
(Dreams, 2006 Asound / Bubbles)
Puls w twórczości Whitest Boy Alive odgrywa bardzo istotną rolę, w związku z tym miarowe przebieranie nogami w umiarkowanym tempie nie powinno sprawiać większych problemów. Preferowana sceneria to sterylne i eleganckie przedmieścia porośniete niewiarygodnie zieloną trawą z rolki. Burning to utwór rześki, elegancki i bardzo, ale to bardzo świeży. Gdyby nie brutalna zadyszka i mało estetyczne plamy na koszulce, wszystkie z wymienionych cech z pewnością chętnie przeszły by na truchtającego. Na marginesie: warto zwrócić uwagę, że to międzynarodowe trio z Polakiem na basie, nagrywa swoje albumy w całości na żywo – nie jest to proceder częsty.
„You’re A Woman, I’m A Machine” – Death From Above 1979
(You’re A Woman, I’m A Machine, 2004 Vice)
Propozycja dla osób, które są już w formie, ale chcą być bardziej. Podstawowe instrumentarium Death From Above 1979 to wściekle przesterowana gitara basowa i ograniczony do niezbędnego minimum zestaw bębnów. Panowie nie bawią się w subtelności i gnają przed siebie bez opamiętania, wypadałoby przynajmniej spróbować dotrzymać im kroku. Leniwe truchtanie jest tu co najmniej nie na miejscu. Jeśli wytrzymujesz to bezlitosne tempo bez plucia krwią zawsze można zastosować dodatkowe utrudnienia, ryza papieru A4 w rękach jest na tyle nieporęczna, że powinna załatwić sprawę.
„Chariots Of Fire” – Vangelis
(Chariots Of Fire, 1981 Polydor)
Jeśli dopiero zaczynasz, niespecjalnie Ci wychodzi i robisz to naprawdę wolno, Vangelis sprawi, że twoje ślamazarne ruchy nabiorą gracji, lekkości i należytego dostojeństwa. Osiągi co prawda dalej będą absolutnie żenujące, ale trzeba pamiętać, że chodzi tu przede wszystkim o osobistą satysfakcję. Powagi sytuacji dodaje fakt, że mamy tu do czynienia z soundtrackiem do najsłynniejszej sceny biegu przez plażę w historii kina.
Co państwo na to?