Dobranoc – jak godnie dodrzemać do wiosny
Poniższy tekst skierowany jest do mieszkańców blokowisk i osiedli – wszystkich nieszczególnie estetycznych miejsc, w których ludzkie losy stłoczono wertykalnie na stanowczo zbyt małej powierzchni. Sytuacje dodatkowo komplikuje fakt, że pod względem grubości oraz konsystencji ścian, a co za tym idzie także doznań akustycznych, blok blokowi nierówny. Moje prywatne badania dowodzą, że wielka płyta, choć szpetna i nieskończenie ponura, zapewnia największy komfort i izolację dźwiękową. Aktualnie rezyduję w mieszkaniu z lat 50., którego ściany i stropy mają wymiar czysto symboliczny. Chcąc nie chcąc rytm życia najbliższych mieszkańców jest mi znany stanowczo zbyt dobrze. Być może realizuje tym samym postulat o odrodzeniu społeczności lokalnych na najbardziej podstawowym poziomie, przeczuwam jednak, że przymusowa obustronna inwigilacja to nie do końca to samo, co niezobowiązujący grill zorganizowany na wydeptanym trawniku pod klatką schodową.
By nie uczestniczyć w życiu wszystkich wokół, a także zapewnić sobie względnie komfortowy sen, wróciłem do zapomnianej nieco sztuki zasypiania z muzyką. Oto moje typy na moment przed odcięciem (a gdyby ktoś słyszał o miłym dwupokojowym mieszkaniu na warszawskiej Ochocie prosimy o kontakt na adres redakcji).
„Magic Chairs” – Efterklang
Obiektywnie „Magic Chairs” to album gorszy od entuzjastycznie przyjętego „Piramida”. Mniej tu elektroniki i zabaw produkcyjnych, cały ciężar gatunkowy spoczywa na standardowym instrumentarium. „Magic Chairs” to także harmonia w czystej postaci, nie ma tu miejsca na choćby pozorowane zgrzyty, całość jest nieskończenie pluszowa, miękka i niegroźna. Obiektywnie arcybezpieczne spektrum dźwięków, z którego korzysta Eferkalng może być odrobinę nużące, ale w sytuacji, w której powolutku wymyka nam się świadomość, sprawdza się doskonale. Pamiętajcie tylko by zbalansować doznania odpowiednio twardym materacem. Kontrolowane półprzebudzenie radzimy urządzić w okolicy „Natural Tune”, tylko po to by móc zasnąć raz jeszcze w takt najlepszego refrenu na tym albumie.
„A Heart & Two Stars” – Music A.M.
Nazwa grupy może sugerować, że nagrania z „A Heart And Two Stars” najlepiej aplikować w okolicy śniadania – bez obaw, to tylko niewinna zmyłka, poza tym czy w dzisiejszych czasach ktoś jeszcze zasypia przed północą? Music AM to coś w rodzaju supergrupy – w skład trio wchodzą Stefan Schnieder (To Rococo Rot), człowiek-aktualnie-znany-jako-Hauschka (pianista i kompozytor) oraz Luke Sutherland, pisarz wchodzący od czas do czasu w różne muzyczne kooperacje (np. z Mogwaiem). Twórczość sennego trio najprościej opisać jako bardziej harmonijny i przyczajony Tortoise pozbawiony organicznej sekcji rytmicznej. Przytulne syntezatorowo-gitarowe plamy, otwarta struktura utworów i śpiewający szeptem Luke utulą Was do snu lepiej niż ciepłe mleko z miodem.
„Illirion” – Lubomyr Melnyk
Cała twórczość Melnyka zlewa się w zapętloną do nieskończoności kaskadę harmonizujących ze sobą fortepianowych dźwięków. Trudno mówić tu o strukturze utworów, pomówmy raczej o wodospadzie – pojedyncze nuty nie mają żadnego znaczenia, nie liczcie na zapamiętywalne melodie, istotne jest wyłącznie poczucie absolutnego zanurzenia w roztworze o silnych właściwościach relaksacyjnych. Dobranoc.
BONUS TRACK: „The King Beetle On A Coconut Estate” – mewithoutYou
Dla tradycjonalistów i zdziecinniałych starców mewithoutYou przygotowali pełnowymiarową bajkę. Uwaga, ten utwór aplikujemy nim rozpocznie się proces zasypiania właściwego.
Ilustracja: Marta Zawierucha
Co państwo na to?