
Rafał Księżyk – Dzika rzecz. Polska muzyka i transformacja 1989 – 1993

Powiedziano wszystko o muzyce i kontestacji lat 80., powiedziano wszystko o drugiej połowie lat 90., gdy polską sceną rządziło disco polo i kalki zachodnich trendów. Ale nikt do tej pory tak dokładnie, jak Rafał Księżyk, nie zajął się czasem tuż po transformacji, tymi kilkoma latami po 1989 roku.
Czas był dziki – nieokiełznany, trochę mroczny, a trochę szalony i radykalny; reguły rządzące codziennością ustalano na bieżąco. Trudno się temu dziwić, półśrodki jeszcze przed chwilą nie istniały. Otworzyła się ogromna przestrzeń do zagospodarowania, choć granice rzeczywistości były jeszcze niewyraźne.
Książka Rafała Księżyka jest próbą odpowiedzi na pytanie: „I co tu począć z tą wolnością?”. Z jej kart wyłania się obraz czasu twórczego bałaganu. Jego energia, według słów autora, była „ujeżdżaniem chaosu, w którym jedno ginie, a drugie powstaje”. Czas przemian opowiedziany jest oczami muzyków, domorosłych biznesmenów, rozrabiaków i kolorowych ptaków. „Dziką rzecz” tworzy kilkanaście opowieści o zespołach, miejscach i zjawiskach. To historia o próbach znalezienia swojego miejsca, dostosowania się do rzeczywistości lub podciągnięcia rzeczywistości do własnych wymagań, uczynienia jej bardziej znośną. Bo czas po 1989 roku nie odmienił się magicznie sam. Księżyk pokazuje, że ta ziemia niczyja była nieustannie obsiewana marzeniami, planami, oczekiwaniami. Ludzie tęsknili za paletą pełną kolorów, budowaniem, zabawą. Im większej ilości ograniczeń doświadczyli, tym większą kreatywnością się wykazywali.
Ramy książki wyznaczają dwa wydarzenia: wyjazd Izraela do Czechosłowacji w 1989 roku i wydanie płyty „Urojonecałemiasta” Apteki w roku 1993. Mnogością tego, co wydarzyło się pomiędzy nimi, można swobodnie obdzielić co najmniej kilkanaście lat. Jak to możliwe, że granice kraju pomieściły i Los Loveros, Kormorany, zespół Kinsky, Wilki i Hey’a? To wtedy miał miejsce początek sceny rave, odbyła się pierwsza sprawa o obrazę uczuć religijnych, kiełkował rynek fonograficzny, a wraz z nim rozrastał się rynek piracki. Wjeżdżały narkotyki, powstawały i upadały kluby muzyczne. A wszystko to na tle rosnącego bezrobocia, upadku zakładów przemysłowych i galopującej inflacji. Najważniejszy był wolny rynek, ale wszelkie formy twórczego życia – świeże i niczym nieograniczone – zostały zaadoptowane do nowej rzeczywistości. Potem nastał rok 1994 i zegar znów zaczął odmierzać nową epokę.
Rafał Księżyk drobiazgowo odtwarza mapę tamtego czasu, pokazując, jaki potencjał przepadł, rozmył się czy został zaprzepaszczony. I udowadnia, że nikt nie pisze lepszych scenariuszy niż rzeczywistość.
Co państwo na to?