Przewodnik festiwalowy – lato 2018 vol.1
Nie da się być wszędzie, ale jeszcze gorzej jest być nigdzie. Oto pierwszy odcinek przeglądu festiwalowych koncertów, który nie powinniście przeoczyć tego lata. Ciąg dalszy nastąpi.
Open’er: David Byrne
Rok w rok, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wracamy na Open’era, który zawsze wita nas nieprawdopodobnie dużym tłumem ludzi i kilometrowymi kolejkami. To, co nas wabi, to przede wszystkim duże nazwiska, gwiazdy dumnie nazywane przez organizatorów „headlinerami”, „muzycznymi gigantami” czy też „żywymi legendami”. Podczas tegorocznej edycji jednym z takich „dinozaurów” będzie David Byrne, który niewątpliwie na przestrzeni lat zasłużył na miano legendy. Podczas swojej wieloletniej kariery Byrne realizuje różnorodne pomysły artystyczne i daje ujście swojej kreatywności nie tylko nagrywając muzykę, lecz także pisząc książki i angażując się w działalność ekologiczną czy też społeczną. Jak na „dinozaura” jest nad wyraz aktywny i możecie spodziewać się, że zarazi Was swoim aktywizmem podczas koncertu na Babich Dołach zagranym w ramach trasy promującej nową płytę „American Utopia”. A jeśli ktoś zastanawia się, czy uda się odhaczyć na swojej „bucket list” usłyszenie na żywo „This Must Be the Place”, podpowiadamy, że jest na to duża szansa! (Paulina Głogowska)
Halfway Festival: Annie Hart
Lubię ludzi, którzy nie potrafią usiedzieć w miejscu. Jeszcze bardziej przepadam za tymi, którzy w codziennym wariatkowie potrafią wyszukać chwilę, by coś stworzyć. Doskonałym przykładem takiej jednostki jest Annie Hart, czyli 1/3 składu Au Revoir Simone, która na co dzień wychowuje dzieci w nowojorskiej rzeczywistości. Kiedy zespół zrobił sobie przerwę, Annie nie odpuściła. Zaraz po przeczytaniu pociechom bajki na dobranoc, chowała się przed światem i dawała upust kreatywności w domowej piwnicy. Owocem tej muzycznej zabawy w chowanego jest jej debiutancki solowy album, który błyskawicznie wyróżnił ją na tle innych wokalistek. Jej synth pop jest idealną mieszanką delikatności z chropowatością, która koi i wprowadza w nieprzesadnie słodki błogostan. Choć piosenki Annie Hart często oparte są na odrobinę truistycznych bitach i króciutkich, stereotypowych syntezatorowych barwach, niczego im nie brakuje. Wyszeptywane bez przesadnej egzaltacji uczucia to szczera i miła dla ucha prezentacja wewnętrznych rozterek. Wysłuchanie albumu „Impossible Accomplice” na żywo w (miejmy nadzieję) gorący, letni wieczór to propozycja nie do odrzucenia. Wielbiciele muzyki inspirowanej miękko trzeszczącymi latami 80. będą zachwyceni. (Monika Zonenberg)
Open’er: Fleet Foxes
Fleet Foxes to żywy dowód na to, że amerykański, nielubiany w szkole i cały w krostach chłopiec może zrobić światową karierę, śpiewając folk. Szczególnie, jeśli tych chłopców w rzeczywistości jest dwóch. Choć ten amerykański (choć nieco z meszkiem pod nosem) sen ostatnimi latami nieco spowolnił, co wyraża się w częstotliwości wydawania przez tę formację płyt (2008, 2011, 2017), mamy nadzieję, że nie przełoży się to na dynamikę koncertu. We środę liczymy na płynące z Tent Stage największe hity formacji: „White Winter Hymnal” i „Mykonos”, choć nie możemy się doczekać również materiału z nowej, równie folkowej, co zwykle, choć momentami niepokojąco ALT-J’owej płyty „Crack-Up” (2017). (Mon Sadowska)
Open’er: Depeche Mode
Uwaga, tym akapitem narażamy się na bezpardonowy atak ze strony wyznawców kościoła depeszjańskiego w Polsce. Jeśli jesteś wierzący – lepiej nie czytaj dalszej części tekstu. Wiemy, że twórczość Brytyjczyków ma u nas (i nie tylko u nas) status dogmatu, jednak zaryzykujemy: Depeche Mode to zespół, który nie nagrał niczego sensownego od czasów płyty „Violator”, zaś kolejne wolty stylistyczne rozmywają tylko i tak niejasne już miejsce zespołu na półkach z gatunkami muzycznymi. Czy warto tworzyć nijaką alternatywę, gdy potrzeba artystycznego popu? Depesze przeszli drogę od zespołu niemalże awangardowego do stadionowego handlu tanimi emocjami. „Speak and Spell” było płytą zarówno świeżą, dobrze wpisującą się w postpunkowy klimat brytyjskich suburbiów, jak i silnie zakorzenioną w synthpopowej estetyce epoki lubującej się w ostrych kontrastach i wszędobylskiej plastikozie, „Construction Time Again” zaś stworzyło de facto odrębny gatunek. To, co jednak w ostatnich latach dzieje się z twórczością Depeche Mode, to podręcznikowy przykład komercjalizacji przedsięwzięcia i kierowania go w stronę artystycznej emerytury, podczas której dorabia się muzycznymi chałturami. „Spirit” to płyta postmodernistyczna w złym sensie, przeplatająca wszystkie wątki formalne – synthpop, rock, blues, techno, industrial i emocje nazbierane przez lata, bez idei przewodniej. Dla tych, którzy kochają wznosić w górę zapalone smartfony. (Bartłomiej Błesznowski)
Halfway Festival: Villagers
Kariera Conora O’Briena to proces bardzo powolnego obkurczania. Koncerty promujące znakomity debiut mogły zaskakiwać mnogością muzyków towarzyszących, a co za tym idzie zgiełkiem, który generowali jako zespół, jednak chwilę później Irlandczyk odrobinę odchudził skład i wykonał zwrot w kierunku urządzeń elektronicznych (mocno przekombinowany “Awayland”), by ostatecznie wrócić do praźródła, czyli pospolitej akustycznej gitary („Darling Arithmetic” – tu jest recenzja płyty). iosenki z ostatniej płyty Conora mieszczą się w jednej dłoni, muzyk samodzielnie napisał i zarejestrował wszystkie partie, można także nawet odnieść wrażenie, że w ramach swej i tak mocno filigranowej postury skurczył się o dobre kilka centymetrów. Okazało się, że jest to dokładnie wszystko, czego potrzebuje, by skupić uwagę słuchaczy. Patrząc obiektywnie, to koncert Low będzie największym wydarzeniem tegorocznego Halfwaya, my natomiast wybieramy się na ten białostocki festiwal również z powodu pewnej małej gitarki. (Marcin Gręda)
Tauron Nowa Muzyka / Up To Date: Abul Mogard
Powiedzmy wprost – nie wierzymy w bajki, którymi karmi nas twórca projektu artystycznego Abul Mogard. Nie wierzymy w to, że mamy do czynienia z genialnym 70-letnim hutnikiem z Belgradu, który jakoby ma doskonały zmysł kompozycyjny, genialny słuch i – oczywiście jako samouk – nie tylko buduje potężne drone’owe przestrzenie, lecz także sam konstruuje analogowe syntezatory, które pozwalają mu na ich tworzenie. Jeśli dorzucimy do tego fakt, że najpewniej przez nieśmiałość występuje w masce, wszystko stanie się jasne – Abul Mogard to naprawdę KTOŚ. Niezależnie od tego kim jest, zagadkowy artysta to jeden z najciekawszych twórców mrocznej elektroniki ostatnich lat, łączący ambient, drone, noise, techno, elektroakustyczne słuchowisko i Bóg wie co jeszcze w ściany ostrych jak brzytwa dźwięków układających się w postindustrialny pejzaż odchodzącej epoki przemysłowej z jej metaliczną metafizyką maszyny i przejmującym niepokojem wywołanym przez upadające wielkie narracje. Czekamy z niecierpliwością na jego podwójny występ tego lata w Polsce.(Bartłomiej Błesznowski)
OFF Festival: Ariel Pink
Wielu festiwalowiczów pomyśli pewnie: „Ariel Pink? He is sooo 2010”, ale to na wydanej w tym roku płycie Mark Kozelek w piosence „The Mark Kozelek Museum” śpiewa o Arielu Pinku „If it was 1975 he’d be David Bowie famous”, a Julian Casablancas w jednym z wywiadów mówi, że „Ariel Pink will be one of the best-remembered artists of this generation”. Widać i Artur Rojek dołącza do piewców Pinka, powierzając mu pod kuratorskie skrzydła jeden dzień festiwalu na scenie eksperymentalnej, która wydaje się idealną przestrzenią do realizacji awangardowych pomysłów tego osobliwego artysty. Warto więc sprawdzić, jakie muzyczne doznania zaserwuje nam David Bowie XXI wieku. (Paulina Głogowska)
Open’er: Nick Cave And The Bad Seeds
Zobaczenie na żywo Nicka Cave’a z zespołem to przeżycie wyjątkowe za każdym razem. Wiedzą o tym ci, którzy mieli ku temu okazję kilka lat temu na Open’erze oraz ci, którzy przekonali się o tym w zeszłym roku na warszawskim Torwarze (nawet pokolenie naszych starych coś w tym dostrzegło, chociażby podobieństwo do kosmitów). Nick nie zwalnia tempa z roku na roku, nie zasiada przy pianinie na większość utworów, żeby sobie odpocząć i liczyć zarobione funty. Wciąż tak samo biega po scenie i wchodzi w interakcje z tłumem, przekazując mu swoją niespożytą energię. I nie martwcie się – nawet jeśli nie uda się wam stanąć tuż przy barierce i złapać Nicka za udo, nadal otrzymacie coś, czego długo nie zapomnicie.(Martyna Nowosielska-Krassowska)
Autorzy: Paulina Głogowska, Monika Zonenberg, Mon Sadowska, Bartłomiej Błesznowski, Martyna Nowosielska-Krassowska, Marcin Gręda.
Co państwo na to?