
Przegląd przedfestiwalowy 2020/2021
W trudnych czasach pandemii festiwale muzyczne przeżywają chwile prawdziwej niepewności. Organizatorzy – pozbawieni wsparcia publiczności, a w znakomitej większości pozbawieni także wsparcia państwa – dwoją się i troją, by przetrwać. Część festiwali bardzo szybko ogłosiła zawieszenie edycji 2020, inne długo zwlekały z decyzją, by ostatecznie zmienić formułę, przenieść się do sieci (zwykle w okrojonej formie), odbyć w sposób zgodny z ostrym reżimem sanitarnym (Up To Date). Niestety nie udało nam się napisać o wszystkich, jednak wszystkim bez wyjątku kibicujemy. W końcu oczekiwanie na ogłoszonych wykonawców, wspaniałe doświadczenia obcowania z gwarną festiwalową rzeczywistością, a potem niezapomniane wspomnienia muzyczne to pożywka dla musicNOW! Naszym tekstem nie chcemy jednak zwracać uwagi na to, co udaremnił COVID-19, na to, co się nie udało. Chcemy raczej pokazać, że czas pandemii nieubłaganie zmienia branżę festiwalową, mamy jednak nadzieję, że to tylko przystanek przed dobrym, które nadejdzie.
Tauron Nowa Muzyka – Andy Stott
Choć Tauron daje radę i nie odpuszcza tegorocznej edycji, przenosząc ją do sieci, my z wypiekami oczekujemy przyszłorocznego koncertu Andy’ego Stotta. Występy tego artysty należą podobno do niezapomnianych – na żywo posługuje się wyłącznie hardware’owymi narzędziami, zaś niepowtarzalny klimat, jaki generuje, przyprawia o nieprzyjemny dreszcz na skórze. Jego przerytmizowane parahouse’owe kompozycje znakomicie pasowałyby do gorących tanecznych wieczorów w Katowicach, mieszając się nie tylko z oddechami słuchaczy, ale również powiewami rześkiego wiatru. Industrialny grime zaś komponowałby się doskonale z pokopalnianym terenem Muzeum Śląskiego, gdzie metaliczne echa odbijają się długo od żelbetonowych hal. Choć to dopiero za rok, już się nie możemy doczekać. (Bartek Błesznowski)
https://youtu.be/xBLU_NXUCq4
Soundrive – Black Country, New Road
Najmłodsi przedstawiciele nowej gitarowej fali brytyjskiego grania to zespół, któremu nieszczególnie zależy na atencji masowego słuchacza. Siedmioosobowemu kolektywowi ideowo najbliżej do black midi, ale Black Country, New Road mają swój własny sposób na utrudnianie odbioru. Chodzi tu o długie, powoli narastające kompozycje, echa post-hardcore’u, niemal freejazzowe kulminacje, ale także coś z atmosfery wczesnych nagrań Godspeed You! Black Emperor. Projekt ma aktualnie na koncie tylko dwa opublikowane utwory, są więc spore szanse, że za rok ciągle będzie można traktować ich jako świeżynkę. (Marcin Gręda)
OFF Festival – Iggy Pop
Iggy Pop był powodem, dla którego po raz pierwszy w życiu pojechałam na OFF Festival. Było to w 2012 roku. Od tamtej pory nie opuściłam ani jednej edycji. W tym roku historia miała zatoczyć koło, ponownie miałam zobaczyć Iggy’ego w Dolinie Trzech Stawów, jednak tym razem bogatsza o festiwalowe doświadczenie i rozeznanie (na przykład w tym, z którego miejsca koncert będzie oglądało mi się najlepiej). Kto był na OFF-ie w 2012 roku, ten wie, że występów Iggy’ego reklamować specjalnie nie trzeba. Pamiętam, że wtedy obawiałam się, czy Iggy na pewno dożyje pojawienia się na katowickiej scenie. Nie dość, że dożył, to dożył jeszcze kolejne osiem lat i znowu mogłam mieć obawy, czy tym razem na pewno dojedzie do Katowic. Niestety, muszę w nich trwać jeszcze przez co najmniej rok, mając nadzieję, że pozostanie headlinerem edycji 2021. (Martyna Nowosielska-Krassowska)
Open’er – The Cure
Pogodziłam się z tym, że jestem sentymentalna, że cenię zespoły z przeszłości – nawet te, które zamilkły w bliżej niezdefiniowanych okolicznościach. The Cure (w teorii) pasują mi do festiwali jak kwiatek do kożucha, ale chowam fochy do kieszeni, gdy okazuje się, że jeden z najważniejszych dla mnie zespołów przyjeżdża nad polskie morze, by wystąpić na Open’erze. Rok 2019 minął grupie na świętowaniu 40. rocznicy wydania debiutanckiej płyty oraz okrągłych urodzin Roberta Smitha, na mile łechczącym mroczne ego wstępowaniu do Rock and Roll Hall of Fame oraz na zapowiedziach nowego studyjnego albumu. Pod koniec roku ukazała się płyta „Anniversary: 1978-2018 Live in Hyde Park London” pokazująca zespół w koncertowej formie znacznie lepszej niż gdy jego członkowie byli o dwie-trzy dekady młodsi. Tym bardziej szkoda, że w 2020 roku ominie nas szansa na słuchanie pod skrzącym się od gwiazd letnim niebem nowych i dobrze znanych pieśni o trudnej miłości. (Ewa Bujak)
OFF Festival – Murder Capital
Warszawski występ Brytyjczyków był jednym z ostatnich koncertów, w których uczestniczyłem przed ogłoszeniem lockdownu. Ciągle znacznie mniej popularni niż Idles czy Fontaines D.C., w moim odbiorze dorównują im jeśli chodzi o wyrazistość i autentyzm. Na debiutanckim „When I Have Fears” w sferze instrumentalnej grupa wyraźniej odwołuje się do hardcore-punkowej tradycji, ale ostatecznie całe przedstawienie i tak kradnie wokalista. James McGovern, charyzmatyczny przystojniak obdarzony niskim, głębokim głosem, jest kimś więcej niż tylko kolejną inkarnacją Iana Curtisa. Najwyższa pora rzucić go na pożarcie szerszej publiczności. (Marcin Gręda)
Unsound – Intermission
Zanim tegoroczna edycja festiwalu ogłosiła swoje hasło przewodnie, pandemia COVID-19 przerwała większość działań artystycznych w Polsce i na świecie (Unsound jednak nie odpuszcza, organizując Ephemera Festival w Warszawie). Dlatego, mimo że brak nam będzie bardzo muzycznej strony festiwalu (szczególnie surrealistycznych nocy w Hotelu Forum), uważamy, że hasło, które powstało jako odpowiedź na to wydarzenie – „Intermission” – znakomicie oddaje sytuację. Cykl dyskusji, w jakie zamienił się na ten rok Unsound, stanowi próbę wyzyskania tego dziwnego czasu oczekiwania na niewiadome i próbę antycypacji zmian, jakie nadchodzą nie tylko w branży muzycznej czy festiwalowej. Przecież przerwa, jaką zgotował nam koronawirus, nie jest tak naprawdę przerwaniem procesów społecznych, jakie dzieją się wokół nas. To jedynie mylna perspektywa, która przykrywa coś dokładnie odwrotnego – pandemia przyspieszyła tempo zmian na świecie (politycznych, ekonomicznych, technologicznych itd.), ruszyła wielka transformacja, choćbyśmy tego jeszcze nie dostrzegali. Właśnie dziś rozmowy o kulturze są potrzebne jak nigdy – byśmy pamiętali, że nie chodzi o powrót do tego co było, a raczej o usadowienie się w zupełnie nowej rzeczywistości. (Bartek Błesznowski)

OFF Festival – Bikini Kill
Podobnie jak Iggy’ego, Kathleen Hannę widziałam już na OFF-ie. Parę lat temu przybyła na festiwal razem ze swoją formacją The Julie Ruin. Już wtedy był to dla mnie koncert, na który czekałam (tym bardziej, że gig mający się odbyć rok wcześniej został odwołany ze względu na stan zdrowia Hanny, która choruje na boreliozę). Jednak nie ma co kryć – najwspanialszym szyldem, pod którym tworzy Kathleen, jest Bikini Kill i to na ich występ w Polsce bardzo liczyłam. Feministyczna legenda ruchu Riot grrrl, punkówy, które upomniały się o obecność dziewczyn zarówno na scenie, jak i pod sceną, przepędzając facetów na tyły. Kiedy pierwsze wieści o powrocie Bikini Kill do grania zaczęły się przebijać do mediów, po cichu liczyłam, że jednym z elementów powrotnej trasy będzie właśnie OFF, na którym przecież mieliśmy już niezliczoną ilość powrotów legend (jak chociażby Lush, Neutral Milk Hotel, czy Slowdive). Moje nadzieje szybko zostały zaspokojone przez ogłoszenia, co zresztą obwieściłam wszystkim wszystkimi możliwymi kanałami. Podobno dziewczyny planują koncertować, kiedy skończy się pandemia. Znów mogę żyć nadzieją. (Martyna Nowosielska-Krassowska)
Open’er Festival – Big Thief
Wydarzenia ostatnich miesięcy tylko odroczyły to, co nieuniknione. Big Thief po wydaniu dwóch znakomitych albumów oddzielonych od siebie dosłownie kilkoma miesiącami przerwy potrzebowali jeszcze tylko odpowiednio rozległej trasy koncertowej, by ostatecznie przypieczętować pewną pozycję na jednym z czołowych miejsc w ekstraklasie kategorii singer/songwriter. Na etapie festiwalowych ogłoszeń można się było zastanawiać, czy gwarny i rozległy Open’er jest najlepszym miejscem na kameralne i bardzo osobiste, osadzone w folku piosenki Adrianne Lenker, ale biorąc pod uwagę pandemiczną poprawkę, kwestia lokalizacji schodzi na dalszy plan. Teraz pozostaje mi tylko trzymać kciuki, by Big Thief pojawili się w naszym przeglądzie festiwalowym lato 2021. (Marcin Gręda)
https://youtu.be/pWW-eKX8uSo
Open’er Festival – Angel Olsen
Idealna propozycja dla słuchaczy ceniących kobiecy songwriting. Artystyczne dojrzewanie wokalistki odbywało się na naszych oczach; od folku na debiutanckiej płycie, przez pełne mocy gitarowe brzmienie, aż do emocjonalnych pieśni na ubiegłorocznym „All Mirrors”, płycie, która zachwyciła i słuchaczy, i rozkapryszone dziennikarskie uszy. Czekałam na przekaz na linii serce-serce, ekspresję wrażliwości i kobiecości. I na świetne piosenki, tak po prostu. (Ewa Bujak)
Open’er Festival – Thom Yorke
Radiohead było jednym z najlepszych koncertów, jakie zobaczyłam na Open’erze w ogóle (poza tym, że było mnóstwo ludzi i niektórzy od pierwszych dźwięków domagali się „Creep”, ale to nie wina zespołu). Samo to sprawiało, że nastawiałam się bardzo dobrze na perspektywę solowego koncertu Thoma Yorke’a. Tym bardziej, że niedawno wydał bardzo dobre solowe rzeczy – chociażby soundtrack do „Suspirii” czy album „Anima”. No i nie ukrywajmy – bardzo chciałam zobaczyć, czy Thom na swoich własnych koncertach tańczy równie dobrze, co na tych z zespołem. Tym, którzy nie wiedzą o co chodzi, polecam poniższe wideo. (Martyna Nowosielska-Krassowska)
Fest Festival – Daughter
Chorzowski Fest Festival miał być jednym z przystanków na letniej trasie Daughter (nie mylić z Daughters) – świetna okazja, by sprawdzić, czy na żywo „Amsterdam”, „Fossa” czy „Youth” brzmią tak samo świetnie jak na albumach studyjnych. Na nich zespół mistrzowsko opanował kreowanie intymnej, delikatnej, lekko mrocznej przestrzeni dźwiękowej wzbogaconej eterycznym głosem Eleny Tonry. Fakt, że płyty grupy wydaje wytwórnia 4AD powinien być wystarczającą rekomendacją. Lubię myśleć o muzyce Daughter jako o muzyce ze skraju nieba, spośród chmur. W ostatnich dwóch miesiącach towarzyszyła mi bardzo często – i w oczekiwaniu na potwierdzenie kolejnej daty ich koncertu w Polsce to tak szybko się nie zmieni. (Ewa Bujak)
Open’er Festival – Banks
W Banks zakochałam się sześć lat temu, właśnie na Open’erze. Wtedy była debiutującą artystką, nie miała na koncie nawet pełnego albumu. Ale już wtedy była międzynarodową sensacją i naprawdę ciężko było oprzeć się jej magnetycznemu głosowi i wizerunkowi. Potem miałam wrażenie, że zniknęła, aby znowu pojawić się wszędzie w 2019 roku, kiedy wydała swój trzeci album studyjny. Tak, w międzyczasie powstał drugi, jednak zebrał mieszane recenzje i przeszedł nieco bez echa. O „III” pisali i mówili wszyscy – słusznie, bo album jest naprawdę dobry. Nie muszę dodawać, że bardzo mnie ucieszyło, że ta niesamowicie utalentowana kobieta jednak nie zniknęła z radarów. Jeszcze bardziej uradowało mnie, że sprawdzę, czy na żywo nadal jest tak magiczna jak w 2014 roku. Niestety muszę na to jeszcze trochę poczekać. (Martyna Nowosielska-Krassowska)
Co państwo na to?