Płytowy poradnik prezentowy 2018 vol. 2
Przed Państwem nasz poradnik prezentowy w jego drugiej (i ostatniej) odsłonie. Jeśli po przeczytaniu go, zdecydujecie się mimo wszystko na zakup (w celu obdarowania swoich krewnych i znajomych) pianek do golenia i voucherów odzieżowych sieciówek – jakoś się z tym pogodzimy. Sami mamy jednak nadzieję, że nasi najbliżsi kupią nam coś z poniższej listy. Kim innym bowiem jesteśmy jeśli nie entuzjastycznymi i buntowniczymi, wegańskimi festiwalowiczami, którzy uwielbiają święta Bożego Narodzenia, szczególnie jeśli spędzają je w Berlinie?
Neofita weganizmu
The Breeders – „All Nerve”
Jeżeli wiecie już, że przy Waszym świątecznym stole zasiądzie świeżo upieczony weganin, to zajmijcie się wyszukiwaniem najlepszego przepisu na selerybę, która zastąpi karpia, a my odciążymy Was, wynajdując prezent. Otóż wyobraźcie sobie, że Josephine Wiggs, 55-letnia basistka The Breeders, nigdy w życiu nie miała w ustach kawałka mięsa. Kiedy już podzielicie się opłatkiem z neofitą weganizmu, pomiędzy życzeniami przemycając tę ciekawostkę, możecie zasugerować mu rozpakowanie prezentu, na który wybraliśmy „All Nerve”, najnowsze wydawnictwo The Breeders. „MetaGoth”, kawałek w całości skomponowany przez Wiggs, ma szansę stać się waszą nową kolędą, choć jest jednym z najmroczniejszych w dorobku kwartetu z Dayton w Ohio. (Martyna Płecha)
Koleżanka z pracy mająca bzika na punkcie świątecznej atmosfery
Mariah Carey – „Caution”
Siedzi kilka biurek dalej, więc na szczęście nie musisz wysłuchiwać od listopada jak to ona nie może doczekać się świąt. Obserwujesz z daleka, jak powoli na jej biurku zaczynają pojawiać się, zamiast przesyłek z Zalando, paczki z Tchibo, Ministerstwa Dobrego Mydła i Empiku. W pewnej chwili, niepostrzeżenie wokół zagrody jej zespołu zawisają światełka choinkowe, kolorowe łańcuchy i sztuczne iglaki. Każdego dnia pada pytanie do nieszczęśnika, który akurat się napatoczył: „George Michael czy Mariah Carey?”. W zależności od odpowiedzi nastaje pisk szczęścia lub okrzyk pogardy. Niezależnie od odpowiedzi od tego momentu do końca dnia słucha ona na repeacie „All I Want For Christmas Is You”. Koleżanka prawdopodobnie nawet nie wie, że Mariah wydała nową płytę, więc mogę się założyć, że będzie to dla niej najlepsza niespodzianka, a przy okazji uchronisz całe biuro przed podśpiewywaniem pod nosem „youuuuuuu, babe!” (Paulina Głogowska)
OFF-festiwalowicz w wersji hard
Daughters – „You Wont Get What You Want”
W tym przypadku kwestia wyboru prezentu jest banalnie prosta, kluczem jest wcześniejsze rozpoznanie. Jak stwierdzić czy dany osobnik należy do twardego elektoratu Artura Rojka? Zdradzą go szczegóły. Jeśli na wyposażeniu potencjalnego posiadacza „You Won’t Get What You Want” kiedykolwiek znajdowały się: skarpety, notes, koszulka, torba na ramię, zmywalny tatuaż (niepotrzebne skreślić) z charakterystycznym logotypem OFF Festivalu, to niewątpliwie ucieszy go album Daughters, bez dwóch zdań najciekawszego ogłoszenia koncertowego odnośnie kolejnej edycji katowickiego festiwalu. Dla porządku należy dodać, że „You Won’t Get What You Want”, czarna jak smoła, ale przy tym diabelnie chwytliwa mieszanka industrialu i noise rocka, dowodzi, że pogłoski o śmierci gitarowego hałasu są grubo przesadzone. (Marcin Gręda)
Optymistka mimo wszystko
Beatenberg – „12 Views of Beatenberg”
Jeśli znacie taką osobę, która mimo wszystkich symptomów tego, że jest źle zachowuje morową minę, to nowa płyta Beatenberg jest właśnie dla niej. Nie jest do końca pewne czy to afrykańskie pochodzenie muzyków (czytaj: duża ekspozycja na słońce) wpływa na radość sączącą się z każdego dźwięku wszystkich piosenek nagrywanych konsekwentnie od 2009 roku przez zespół. Ważne jest jednak to, że przy ich muzyce po prostu nie można się smucić. Jesteśmy pewni, że ta indiepopowa formacja wywołałaby uśmiech nawet na skwaszonym pysku BoJacka Horsemana. Kreskówkowe skojarzenia są tu jak najbardziej na miejscu.
Płyta swoją premierę będzie miała dopiero jutro (14 grudnia). Jesteśmy jednak pewni, że dotrze pod choinkę pędząc na skrzydłach radosnych prądów powietrznych! (Mon Sadowska)
Aspirujący buntownik z udawanym południowoamerykańskim akcentem
Little Hurricane – „Homewrecker”
Konsekwentnie, acz z marnym skutkiem hodowany wąs. Czarne skarpetki zmechacone od nerwowego pocierania stopy o stopę i chwiejne stosiki gitarowych kostek. Ten jegomość wie, że jego życie powinno toczyć się na scenach starych amerykańskich barów, bo serce i duszę lata temu ofiarował jednemu, sześciostrunowemu instrumentowi. Po nocach cierpliwie studiuje slide i nie może się zdecydować, czy chce być prawdziwym rockmanem, emocjonalnym wrażliwcem czy bluesmanem z resztką źdźbła trawy pomiędzy zębami. Kierunek tej rozterki ułatwić może krążek „Homewrecker” autorstwa Little Hurricane, którzy sami siebie określają jako „dirty blues duo” i są kwintesencją muzycznego #couplegoals. Osobiście wkleiłabym ich w retrofuturystyczny scenariusz filmu nakręconego na taśmie o dużej ziarnistości. „Homewrecker” to odpowiednia dawka śmiałych bębnów i szorstkiego wokalu, złagodzonego gdzieniegdzie tym delikatnym i kobiecym. I tak, Little Hurricane śmierdzą bluesem na kilometr, co w niektórych wzbudza dreszcz pogardy. Jednak każdy, kto zorientuje się z jak dużą i radosną bezczelnością posługuje się pałeczkami ta drobna kobietka oraz jak przyjemny jest dźwięk przesuwania po strunach resztki szklanej butelki, nie będzie mógł się oderwać. (Monika Zonenberg)
Wyobrażony mieszkaniec Berlina
Fred Thomas – „Aftering”
Jak nie zburzyć chybotliwego feng shui uzyskanego z pomocą cieniutkich złotych oprawek okularów, makijażu bez makijażu, minimalistycznych tatuaży, przykrótkich jeansów i utlenionej na siwoszary fryzury? Należy być precyzyjnym – troska o bycie cool to wystarczająco eksploatujące zajęcie, a nie ma nic boleśniej godzącego w wizerunek niż płytowy prezent, nad którym wiwatował już Pitchfork, Wyborcza i TeleTydzień. Wybierzcie „Aftering” Freda Thomasa, to piękny, smutno-refleksyjny album, którego linia fabularna prowadzona jest z gracją i wyczuciem godnym nagrody na festiwalu Sundance. Z perspektywy obdarowywanego i tak najważniejsze będzie, że nikt w promieniu 300 km o tej płycie nie słyszał, a z faktem, że nie jest to minimal techno jakoś będzie musiał sobie poradzić. (Marcin Gręda)
Mamy szczerą nadzieję, że nasz poradnik prezentowy pomógł Wam chociaż w tym, aby szczery uśmiech zagościł na Waszych twarzach. Wesołych świąt życzy zespół MusicNOW!
Co państwo na to?