Płytowy poradnik prezentowy 2018 vol. 1
Prezenty świąteczne, które sprawić mamy naszym bliższym i dalszym spowinowaconym mogą stać się powodem czkawki albo nawet migreny. Wiemy o czym mówimy. Aby nie zostawiać Was w świątecznym impasie zupełnie samych przygotowaliśmy mały poradnik prezentowy ułożony według osób, które udało nam się scharakteryzować jednym krótkim zdaniem. Czy ów poradnik jest bardzo pomocny – sami nie wiemy. Liczymy jednak, że docenicie nasze (nieudolne) starania w tym, aby Wasze święta były wypełnione dobrą albo niedobrą, ale za to zaskakującą muzyką! Poniżej część pierwsza naszych cennych porad.
Hipster w kryzysie
Jimi Hendrix – „Are You Experienced”
Co kupić hipsterowi, żeby nie było dramatu (i tak będzie, ale warto próbować)? Kiedy ja już wypiję moje latte na sojowym w biodegradowalnym kubku fair trade, wypiorę swoje hand-made poncho z eco-lnu w orzechu i ugotuję bezlaktozowy, bezglutenowy vegan ramen z deszczówki i warzyw z ogródka na balkonie, lubię się zrelaksować wrzucając jakiegoś winyla (umówmy się, lata 90. wróciły w wielkim stylu, ale to jeszcze nie powód, aby kupować CD).
Dobrym pomysłem jest jakiś klasyk. Za hipsterskimi nowinkami nie nadążysz, nie czaruj się. Postaw więc na coś, czego nie trzeba słuchać ironicznie, czego nie będziesz się wstydzić pokazując lasce z Planu B swoją kolekcję płyt oraz coś, co będzie dobrze wyglądać na fotce na Instagram obok pączka z MODu i kaktusa.
Jimi Hendrix „Are You Expirenced” jest idealnym wyborem. Emanuje retro-nostalgią, rozbudza marzenia o życiu w Kalifornii, przywodzi na myśl lato miłości (#tinder), dzieci kwiaty (#miejskadzungla) oraz to wszystko, co cię ominęło, bo urodziłeś się parę dekad za późno. Słuchając tej płyty możesz chociaż przez chwilę udawać, że wcale nie pracujesz w korpo, nie spłacasz kredytu studenckiego, i nie masz wizyty u dentysty we wtorek. A o to przecież chodzi w byciu hipsterem, o udawanie. (Kuba Zarzycki)
Muzyka dla wymagających niemowlaków
Kero Kero Bonito – „Bit Bops”
W tym roku zostałam mamą i od razu zaczęłam szukać muzyki dla małych ludzi, która nie jest irytującą melodyjką z plastików Fisher Price’a i czymś innym niż tradycyjną rymowanką. W ogóle najlepiej, żeby przy okazji podobała się mi. Tak więc zaczęłam testować swoje ulubione zespoły na swoim dziecku. I tak, sprawdza się, że noworodki uspokajają się przy Radiohead, ale kiedy trochę podrosną i szukają rozrywek, trzeba znaleźć coś żywszego do zabawy. I tak wpadłam na znane mi już wcześniej Kero Kero Bonito. „Flamingo” słuchałam już tyle razy, że niedługo perfekcyjnie opanuję japoński (a przynajmniej te słowa użyte w piosence). I o dziwo nadal tego utworu nie nienawidzę! (Martyna Nowosielska-Krassowska).
Szwagier hiphopowiec
Anderson .Paak – „Oxnard”
Twój szwagier jest totalnym wymiataczem, wychował się na Moleście, a wyrósł na poważnego prawnika. Stara się być na bieżąco z muzą – twierdzi, że Drejku jest najlepszy, Kendriczek wymiata i kupuje każdą płytę PRO8L3M-u. Wszystko jest spoko, śledzik wchodzi, dzieci rozpakowują prezenty. Ty jednak, gdy spotifajowa playlista przechodzi przez kolejne numery Kalibra, czujesz pewien dyskomfort, bo obok Ciebie bawią się kilkuletnie dzieci, a z głośników co chwilę lecą kwieciste wiązanki.
Na szczęście masz asa w rękawie – propozycja: „może zapodasz tę płytkę co ode mnie dostałeś?” zabrzmi tak naturalnie, że szwagier nie zakwestionuje słuszności tej prośby i nie zorientuje się, że plan był ukartowany od samego początku.
Nowy Anderson .Paak prawdopodobnie jeszcze nie wpadł w ręce szwagra, a jak wiadomo ten amerykański artysta co prawda rapuje o dziwkach i dragach, ale robi to po ANGIELSKU, dzięki czemu uspokoisz sumienie i zaskarbisz sobie wdzięczność rodziców i dziadków.
Oxnard jest przyjemną płytą, z soulowo-jazzowymi elementami i takimi gośćmi jak Q-Tip czy Kendrick Lamar. Album zapewne przypadnie do gustu nie tylko obdarowanemu, ale i pozostałym członkom rodziny, a niektóre numery tak dobrze bujają, że kto wie, może nawet babcia pokiwa głową w takt zaraz przed tym, jak zarządzi wyłączenie muzyki i zaintonuje „Przybieżeli…”. (Paulina Głogowska)
Sentymentalna aktywistka o mętnym spojrzeniu
Hazel English – „Just Give In/Never Going Home”
Dziewczyna, która porządnie wyćwiczyła umiejętność skrywania traum i lęków pod solidną warstwą zwiewnego tiulu. Chciałaby wyglądać jak Zooey Deschanel, jednak w grzywce wygląda po prostu źle. Fakt ten rekompensuje sobie często zwiewnymi sukienkami i t-shirtami w palecie barw z lat 70., które mają odwracać uwagę od imponującej wielkości cieni pod oczami. Jej sztywne poglądy i aktywizm to doskonała tarcza, szczególnie podczas zgrupowania ludzi planujących za chwilę wspólnie oskórować upieczonego karpia. Każdy boi się z nią dyskutować, kiedy ostentacyjnie nakłada na talerz jedynie pół pieroga. Twierdzi, że Wigilia to kompletna strata czasu. Mogłaby przecież wykorzystać go na rozwiązłą marzycielskość uprawianą samotnie w pozycji poziomej na łóżku, artystycznie opisywaną później na autorskim blogu o obcojęzycznej nazwie. Wizje o nieokreślonym nasyceniu jeszcze bardziej zmiękczy Hazel English, która oprószy je dodatkową warstewką indie cukru pudru. Jej dream popowe melodie, przerywane jedynie kilkoma nieśmiałymi taktami w shoegaze’owym klimacie, to przesłodka wisienka na sentymentalnym torcie, którego nasza bohaterka językiem nie tknie, lecz z pewnością przerobi w balkonowym kompostowniku. (Monika Zonenberg)
Młody człowiek uwikłany w sieć społecznościowego uzależnienia
Odd Beholder – „All Reality is Virtual”
Nieodzownym elementem dorastania młodego organizmu jest etap, na którym wszystkie dobre rady dostarczane przez starszyznę są ustrzeliwane już po pierwszej sylabie. W XXI wieku poza chmurnym spojrzeniem należy dodać do tego także przyrośnięty do jednej z kończyn telefon komórkowy informujący w czasie rzeczywistym, że wszyscy wokół żyją intensywniej, ciekawiej i znacznie bardziej kolorowo. Kto może przekonać walczącego z całym światem jegomościa, że prawdziwe życie jest gdzie indziej? Ostatnia szansa w gwiazdach estrady, nawet jeśli nie mają wiele wspólnego z mainstreamem, a tym bardziej gwiazdorstwem. „All Reality is Virtual” autorstwa Odd Beholder, prawie jednoosobowego projektu Danieli Weinmann, to trwająca 35 minut przestroga przed bezrefleksyjnym zapadaniem się w sieć, której społecznościowość jest coraz bardziej iluzoryczna. Dyskretna, stonowana i bardzo wyważona mieszanka emotroniki i delikatnego syntetycznego popu może kojarzyć się z Austrą (odejmijcie aspekt quasi-opery) czy Lali Puną (dodajcie bardziej wyraziste partie wokalne). Dojrzewanie to trudny czas, każda metoda, by ustabilizować szalejące hormony jest warta wypróbowania. Mniej spektakularną alternatywą może być także krem do cery z problemami. (Marcin Gręda)
Płyta dla Artura Rojka
Pet Shop Boys – „Super”
Odkąd ASZdziennik doniósł o prezentowym dramacie Artura Rojka (co bowiem kupić komuś, kto słyszał już wszystko?), podjęliśmy redakcyjną krucjatę, aby znaleźć coś, co sprawi Arturowi autentyczną radość. Szukanie płyty znanej przez niewielkie grono słuchaczy wydało się zbytecznym trudem – do kogokolwiek byśmy nie dotarli, Artur z całą pewnością był już tam przed nami.
Jasne stało się, że musimy zmienić taktykę, proponując coś z absolutnego mainstreamu. W końcu… najciemniej jest zawsze pod latarnią. Zespół nieco zapomniany, a kiedyś popularny wydawał się drugim dobrym strzałem jeśli chodzi o to, czego Artur może na swojej półce nie mieć… no i w końcu piosenki na płycie muszą brzmieć dokładnie tak, jak w latach 80. (albo gorzej).
Pet Shop Boys spełnili wszystkie wymagania. Oto guilty pleasure pierwszej wody. Wesołych świąt Arturze! (Mon Sadowska)
Więcej pomysłów na prezenty świąteczne już niebawem… stay tuned!
Co państwo na to?