Iskrzenie na styku – piosenki ponad granicami
Są chwile, w których nawet niezbyt poważny serwis muzyczny musi zabrać głos w bardzo poważnej sprawie. I zaręczamy, uprzedzając wszelkie zarzuty – zajęcie się kwestią imigrantów nie jest z naszej strony ani próbą podpięcia się pod oczywistą koniunkturkę, ani też samobójczym wystawianiem się na lawinę hejtu, jaka w ostatnich tygodniach przeszła przez polski Internet. Po pierwsze, nie trzeba być Gazetą Wyborczą, by móc wypowiadać się na tak ważkie tematy, po drugie, internetowa agresja werbalna nie może stanowić skutecznej bariery przeciwko wolnej wypowiedzi – nawet jeśli dotyczy ona tylko… muzyki.
A zatem imigranci – od zawsze byli, i zawsze będą. Powody migracji są różne: finansowe, polityczne, osobiste, jednak zawsze stanowią one zaczyn czegoś nowego, fuzję języków, religii, kultur, także muzyki. Od kiedy ludzie przemierzają mateczkę Ziemię, wraz z nimi podróżują idee, światopoglądy i pomysły, które dają początek nowym formom wypowiedzi, kierunkom w sztuce i stylom w muzyce. To, co najciekawsze zawsze znajduje się na granicy, tam, gdzie dochodzi do spotkania różnic. I nie chodzi o to, by je znosić, sprowadzać do jedności i tożsamości. Pielęgnujmy zatem różnice również w muzyce – szukajmy sprzeczności i cieszmy się niejednoznacznością. Przecież wokół nas wszystko jest takie samo.
W związku z powyższym musicNOW! przygotował zestawienie artystów, w przypadku których migracja stanowi punkt zwrotny nie tylko dla ich biografii, ale przede wszystkim dla ich muzyki. Jest wśród nich zarówno mega gwiazda, jak i przedstawiciele fali imigrantów, którzy przybyli do Europy w ostatnich miesiącach z ogarniętej wojną Syrii. Muzyka mówi nam o nich najwięcej.
Freddie Mercury
„Przekraczał wszystkie granice, trzymał tłumy w garści” – powiedział o nim David Bowie. Minęło już tyle lat od kiedy go z nami nie ma, tyle przez te lata wydarzyło się na planecie dźwięków, a mimo to wystarczy kliknąć jakiekolwiek video z jego koncertu, żeby przyznać, że gość był cudownym kosmitą. Freddie pochodził z Zanzibaru, a dodatkowo z rodziny zoroastrian czyli wyznawców starożytnej religii Iranu. Ojciec Freddiego pochodził z Indii i z tego powodu w 1964 roku, gdy sułtanat ogłosił akcję wysiedlania hindusów, cała rodzina musiała uciekać z wyspy. W ten sposób jeden z najlepszych głosów na świecie trafił do Londynu. Kto wie, czy to nie ta historia pochodzenia i nie poczucie bycia uchodźcą dawało mu tyle muzycznej i scenicznej odwagi. Mercury jest najlepszym z możliwych przykładów na to, jak bardzo w muzyce potrzeba różnorodności i inności. Ciekawostką może być fakt, że Freddie Mercury nawet po swojej śmierci jest niemile widziany w miejscu swojego pochodzenia. Zanzibar to przestrzeń radykalnego Islamu i władze zabroniły obchodzenia urodzin swojego idola. (Paweł Górniak)
Fatima Al Qadiri
Urodzona w Senegalu, dzieciństwo spędziła w Kuwejcie (była tam podczas inwazji Saddama Husajna), ostatecznie wylądowała w Nowym Jorku. Karierę jako artystka sceniczna zajmująca się sztukami wizualnymi zaczęła bardzo wcześnie, od początku eksplorując temat Wschodu widzianego przez pop-okulary. Dotarła do Tate Modern i MoMA. Od pierwszego krążka dała się poznać jako świadoma politycznych konotacji swojej sztuki eksperymentatorka, która, zręcznie krzyżując hip-hop, taneczną elektronikę oraz gry komputerowe z bliskowschodnią melodyką i harmoniką, uzyskała muzyczny efekt, którego nie powstydziliby się najlepsi twórcy nagrywający dla Warp Records (dla którego z grupą Future Brown nagrała zresztą niedawno świetny album) czy Ninja Tune. Fatima przekracza granice kulturowe za pomocą zupełnie współczesnych środków – samplera, syntezatorów i komputera. I robi to z prawdziwą wirtuozerią. (Bartłomiej Błesznowski)
Khebez Dawle
Khebez Dawle to powstały w 2010 roku zespół pochodzący z Syrii, którego członkowie, podobnie jak większość przybywających ostatnio do Europy uchodźców, udali się na grecką wyspę Lesbos pontonem. Już na plaży zaczęli rozdawać turystom swoje płyty, a następnie, spragnieni muzyki, od razu wyruszyli w trasę koncertową po Europie. Zostali ciepło powitani między innymi w Zagrzebiu oraz Wiedniu i cały czas planują kolejne koncerty. Jak sami twierdzą Syria to piękny kraj, ale rządzony przez zbrodniarzy wojennych. Nie zdecydowaliby się jednak na ucieczkę, gdyby nie traumatyczne zdarzenie – zabity został perkusista zespołu.
Khebez Dawle tworzą muzykę balansującą na pograniczu post rocka, psychodelic rocka i sha’bi (popularnej w latach 60., 70. i 80. muzyki egipskiej). Plumkanie gitar i rozciągnięte, czasem bardziej agresywne, kompozycje spod znaku zespołów takich jak God Is an Astronaut są tutaj więc uzupełnione arabskim zaśpiewem dodającym ich muzyce egzotycznego posmaku. (Martyna Nowosielska)
Co państwo na to?