Nie tylko Cyberpunk 2077 – gdy muzycy grają w grach
Niektórzy mniej więcej teraz zaczynają przekładany od wielu miesięcy urlop. Początkowo mieli go brać w kwietniu, potem w listopadzie, ostatecznie zastał ich grudzień. Wszystko po to, aby zagrać w jedną z najbardziej (a może w ogóle najbardziej?) oczekiwanych gier tego roku, czyli „Cyberpunk 2077”.
My jednak nie jesteśmy portalem gamerskim. Skąd w takim razie taki wstęp i ten tekst? Bo nie mogliśmy przejść obojętnie wobec ścieżki dźwiękowej. Nie chodzi jednak wyłącznie o soundtrack, ale w ogóle zaangażowanie muzyków w ten projekt.
Na liście wykonawców, którzy użyczyli swoich utworów, bądź napisali je specjalnie do gry nie brakuje naszych ulubieńców – Refused, Grimes, Run The Jewels, HEALTH, SOPHIE, czy Converge. Nie wiem, czy tak będzie wyglądała muzyka w 2077 roku, ale jeśli właśnie tak, to wygląda to bardzo dobrze. Na pewno jednak wszyscy wymienieni artyści idealnie wpasowują się w wizję dystopijnej przyszłości, którą roztacza świat Cyberpunka, a poza tym pokazują też obycie twórców gry w światku muzycznym – widać, że zabrał się za to ktoś zorientowany w muzyce nie tylko popularnej, chcąc stworzyć coś więcej niż podkład pod granie.
Grimes i jej futurystyczne ciągoty właściwie same prosiły się o to, żeby zaangażować je w grę taką jak ta. Run The Jewels sami mówią, że „nawet w dystopijnej przyszłości hard rap wciąż żyje” i trudno nie zgodzić się z tymi przewidywaniami. Do gry napisali kawałek i stworzyli teledysk. Rapują między innymi o Keanu Reeves’ie, który w grze wciela się w postać Johnny’ego Silverhanda. Spostrzegawczy fani gry zauważyli, że oznaczałoby to obecność Keanu jako Keanu w samym uniwersum – co w sumie nie dziwi, w końcu aktor jest nieśmiertelny. Co ciekawe jak wyjaśnił jeden z twórców gry jest to kanoniczne podejście do tematu – Reeves jest bowiem częścią „Cyberpunka 2077” jako aktor z przełomu XX i XXI wieku, który „był bardzo podobny do Johnny’ego Silverhanda”.
Johnny Silverhand to lider zespołu Samurai. O ile wygląd i głos aktora zostały użyczone postaci, o tyle o jego zdolności wokalne, a także kawałki zespołu, zadbał już ktoś inny. I tu wkracza zespół Refused, który dla Cyberpunka przemienił się w fikcyjny zespół osadzony w świecie gry. Zresztą wszyscy artyści znajdujący się na soundtracku przybrali fikcyjne pseudonimy – Run the Jewels występują tu chociażby jako Yankee and the Brave.
Kolejna postać z mocno alternatywnej ścieżki dźwiękowej to Grimes, która również otrzymała rolę w grze – może nawet większą niż Refused. Nie tylko bowiem użycza swojego wokalu, ale również głosu w dialogach postaci Lizzy Wizzy, która również jest piosenkarką. Claire Boucher (jeśli ktoś jeszcze nie wie, to tak właśnie nazywa się Grimes) martwiła się, że jej wada wymowy może być drobną przeszkodą w podkładaniu głosu (o czym pisała na Twitterze). Jednak konto oficjalne „Cyberpunk 2077” szybko przyszło z odpowiedzią – przecież w świecie wszczepów i możliwości wymiany szczęki to żaden problem…
To, że Grimes wciela się tutaj w wykreowaną postać (podobnie jak Refused), a nie gra „samej siebie”, jest dość precedensowe. W grach komputerowych co prawda nie od dziś obsadza się muzyków, ale nie jest to bardzo częsta praktyka. Dodatkowo jeśli już pojawiali się w grach, to zazwyczaj były to klasyczne cameos – grali samych siebie, niejako dodając celebryckiej siły produkcji. W ten sposób w „Revolution X” pojawili się Aerosmith, a w „Grand Theft Auto: Vice City Stories” Phil Collins. Osobną kategorią są tutaj gry muzyczne, takie jak „Guitar Hero” (jak również „Band Hero”, „DJ Hero”, czy też wszystkie gry o rap bitwach), gdzie po prostu odtworzone są postaci znanych muzyków, nawet tych, których nie ma już wśród nas, jak Kurt Cobain, czy Johnny Cash. Pojawiły się też gry takie jak „50 Cent: Blood on the Sand”, gdzie obecność samego 50 Centa (który walczy tam z terrorystami), jest jakby oczywista. Podobnie jak w grze „Spice World”, która jest adaptacją znanego filmu z lat 90., pojawiły się Spicetki. Te produkcje to jednak głównie kwestia po prostu promocji tych konkretnych artystów.
Zaangażowanie artystów do pomocy w stworzeniu immersyjnego świata muzyki w danym uniwersum to naprawdę rzadkość. Przykłady podobnego do tego, co zrobiono w „Cyberpunk 2077” są nieliczne. Jedną z takich sytuacji, gdzie muzyk nie zagrał w grze komputerowej samego siebie, jest nikt inny, jak pionier nad pionierów czyli sam David Bowie. W 1999 roku zgodził się on wesprzeć debiutujące studio Quantic Dream i pojawić się w grze „Omikron: The Nomad Soul”. Bowie zagrał rolę Boza w przygodowej grze science-fiction, w której gracze próbują ocalić własną duszę, ścigając seryjnego mordercę. Cały występ Boza w grze to około pięciu minut, które możecie obejrzeć poniżej (jego rola była jednak podobno kluczowa, ale potwierdzić na 100% nie mogę, ponieważ nie dane mi było zagrać). Chociaż postać ma głos i twarz podobną do Bowiego, nie jest to de facto David Bowie.
To jednak nie jedyny wkład Bowiego w „Omikrona”. Pracował również nad soundtrackiem do gry, w tym nad utworami dla fikcyjnego zespołu Dreamers, co już bardziej przypomina to, co zrobiono w Cyberpunk 2077. Postać wokalisty Dreamersów została też stworzona na wzór Bowiego. Cześć ze skomponowanych dla zespołu piosenek trafiła potem na album „Hours…”, między innymi „Something in the Air”, które możecie obejrzeć poniżej.
Inny przykład obsadzenia muzyków w rolach muzyków, którzy jednak nie grają po prostu siebie, to „Brütal Legend” z 2009 roku. W tym przypadku mamy do czynienia właściwie wyłącznie z artystami reprezentującymi metal. Główna postać w grze to Eddie Riggs, roadie (czyli pracownik przy zespole w trasie), który zostaje przeniesiony do fantastycznego świata zainspirowanego okładkami zespołów heavy metalowych. Jako broni w ocalaniu świata używa między innymi gitary. Riggs z wyglądu przypomina Jacka Blacka, który użyczył mu swojego głosu. To jednak nie jedyne znane nazwisko w grze – Lemmy Kilmister, Rob Halford, czy Ozzy Osbourne również użyczyli swoich głosów i twarzy do produkcji (co ciekawe Halford udziela głosu dwóm postaciom – jedna wygląda jak on, zaś druga została stworzona w oparciu o wygląd wspomnianego Davida Bowiego).
Tima Schafera, reżysera gry, zainspirowały do jej stworzenia jego własne doświadczenia muzyczne z przeszłości. Za stworzenie świata tak głęboko osadzonego w jednym muzycznym gatunku został doceniony nie tylko przez graczy, ale również krytyków.
Jednak przykłady na sytuacje, gdzie muzycy są angażowani do gier, aby pomóc w stworzeniu bardziej autentycznego muzycznego uniwersum, a nie jedynie jako celebrycki dodatek, to wciąż rzadkość. Takich przykładów brakuje zwłaszcza wśród nowości. „Cyberpunk 2077” będzie więc pod tym względem wyjątkowy, co na pewno pomoże głębiej zanurzyć się w świat Night City i w niego uwierzyć. A sama ścieżka dźwiękowa już pojawia się w recenzjach na portalach, które zazwyczaj grami się nie zajmują (zupełnie jak my). W tym kontekście może nie jest to przełomowe – mieliśmy w końcu tak dobre ścieżki dźwiękowe jak chociażby „Life is Strange”, które w oderwaniu od gry stanowią spójną całość, którą warto mieć na półce. Jednak to jaką pracę włożyli w stworzenie realnej wizji dystopii z uwzględnieniem muzyki zasługuje chociażby na tekst taki jak ten.
https://www.youtube.com/watch?v=aGBzpnB_9RM&t=19s
Co państwo na to?