Muzyczne Teorie Spiskowe: Reggae, CIA i zabójcze trampki
Bob Marley, znany szerzej jako «ten typ z Jamajki z dreadami od „No Woman No Cry”», stał się już popkulturową ikoną alternatywnego lajfstajlu, miękkich narkotyków, chodzenia boso i grania na bębenku przy ognisku na karaibskiej plaży. I o ile te wszystkie rzeczy jakoś chyba nie wywołują skojarzeń z upadkiem zachodniej cywilizacji i nie wydają się jakimś przesadnym zagrożeniem dla światowego bezpieczeństwa, to prawda jest zupełnie inna – o wiele mroczniejsza i pogmatwana, a hasła o wolności, miłości i pokoju okazują się wywoływać efekt zupełnie odwrotny, czyli nienawiść, nędzę, zniszczenie i śmierć. Jak to jest możliwe? Nie wiem, może na zasadzie „nie mów mi, jak mam żyć”, czyli tzw. reversed psychology, ale pewności nie mam.
Pewność natomiast miał niejaki Bill Oxley, emerytowany agent CIA, który w wieku 79 lat, na łożu śmierci w Mercy Hospital w stanie Maine, przyznał się do zabójstwa Boba Marleya. Nie miał zbyt wiele do stracenia, lekarze dawali mu jedynie kilka tygodni życia.
Oxley wyznał, że podczas swojej 29-letniej służby dla rządu USA w latach 1974-1985, dopuścił się siedemnastu zabójstw na osobach publicznych, aktywistach, artystach, naukowcach i badaczach, czyli generalnie na ludziach, którzy rzekomo zagrażali bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych (co chyba w jego przekonaniu równało się bezpieczeństwu całego świata). Dodatkowo Oxley miał się specjalizować w niekonwencjonalnych metodach eliminacji, takich jak trucizny, materiały wybuchowe, wywoływanie zawałów serca i raka. Metody te miały w swoim założeniu być bardziej wyszukane i dyskretne oraz miały ułatwiać tuszowanie zaangażowana CIA w sprawę. Osobiście nie wiem, jak wysadzanie kogoś w powietrze może być dyskretne, albo czy czekanie tygodniami, a może nawet miesiącami, na rozwinięcie się choroby, która potencjalnie ma wyeliminować jednostkę bezpośrednio zagrażającą światu, ma jakikolwiek sens.
Czym więc naraził się Bob Marley? Według wyznań (bo chyba nie zeznań) Oxleya w 1976 roku Marley odnosił spore sukcesy w tworzeniu rewolucji, która wykorzystuje muzykę jako narzędzie dużo potężniejsze niż kule i bomby, przez co miał się stać poważnym zagrożeniem zarówno dla globalnego status quo, jaki i dla anonimowych twórców nowego porządku świata (czyli jednocześnie dla nowego i starego porządku, wielkie osiągnięcie). I ja wiem, że brzmi to jak kwaśne wizje podstarzałego hipisa, ale jeśli jest w tych słowach choć ziarno prawdy (a szczerze wierzę, że jest), to już nigdy nie zareaguję sarkastycznym uśmiechem na wiadomość, że ktoś chce zmieniać świat swoim kontem na Instagramie, Uśmiech ten zamienię na zatroskany grymas, pełen obaw, czy aby CIA już o tym wie i nie wysyła właśnie nanodrona przebranego za pazia królowej, aby zainfekować nieświadomego, potencjalnego influencera glutenem.
Śmierć Marley nie była jednak, wbrew przesłankom, ani nagła, ani niezapowiedziana. Przed zabójstwem CIA miała rzekomo wysłać kilku funkcjonariuszy, którzy ostrzelali dom Marleya w Kingston, w wyniku czego muzyk odniósł rany ramienia i klatki piersiowej. Jak podaje Oxley, miał to być sygnał ostrzegawczy, ale Marley nie posłuchał (albo może nie skojarzył, że to właśnie CIA ostrzega go przed, jak już wspomniałem, wyszukanym i dyskretnym zabójstwem, wykorzystując w tym celu mało wyszukaną i zdecydowanie mało dyskretną metodę ostrzelania jego domu).
Dwa dni po zdarzeniu Marley został wypisany ze szpitala i udał się do kurortu Blue Mountains w jamajskich górach. To właśnie tam dopadł go Oxley. Legitymując się sfałszowaną przepustką dziennikarską, dostał się do Marleya, po czym, podając się za fotografa z „The New York Times”, wręczył mu prezent w postaci trampków Converse All Star, rozmiar 10 (na nasze 44,5). W butach ukryta była igła zainfekowana wirusami i bakteriami rakowymi (ale że jednocześnie wirusami i bakteriami?), którą Marley ukłuł się, przymierzając prawy but. Doceniam absurd sytuacji, bo to chyba w nim tkwi siła i tajemnica powodzenia całej akcji. Wyobraź sobie, że jesteś Bobem Marleyem, dwa dni wcześniej ktoś ostrzelał twój dom, więc wyjeżdżasz leczyć rany (fizyczne i psychiczne) w odosobnionym ośrodku w górach, do którego przyjeżdża jakiś człowiek, podający się za fotografa (i to sławnego) i w prezencie daje ci trampki… Może Oxley był przekonany, że Marley uciekł ze strzelaniny boso, nie wiem.
Pięć lat (!) później, dokładnie w maju 1981 roku, Marley umiera na raka mózgu w szpitalu w Miami. Zakładam więc, że Marley nie był aż tak poważnym zagrożeniem dla wszechświata, skoro CIA mogło sobie spokojnie poczekać pięć lat na jego zgon, ale tego nigdy się nie dowiemy, gdyż sama Agencja, jak również rząd Stanów Zjednoczonych, kategorycznie zaprzeczają wszelkim rewelacjom ujawnionym przez pana Oxleya. Istnieją również teorie, że strony i blogi poświęcone obalaniu tej teorii inspirowane, kierowane i sponsorowane są właśnie przez władze USA. Również ten tekst (chyba) zadaje się delikatnie sceptyczny co do teorii zabijania Boba Marleya trampkiem, więc nie chcę być upierdliwy, ale czekam na mój czek @DonaldTrump.
Co państwo na to?