Historia małoportalowa
W zeszłą środę (14 listopada) serwis społecznościowy Facebook zablokował moją recenzję nowej płyty Dawida Podsiadły o tytule „Małomiasteczkowy”. Post promujący mój tekst zniknął z walla musicNOW!, zniknął z tablic wszystkich tych, którzy tę recenzję zaszerowali, a zebrane komentarze i reakcje zostały usunięte zarówno z portalu Facebook, jak i z naszej strony internetowej (www.musicnow.pl), na której mamy wpięty facebookowy licznik reakcji na teksty. Wszystko to stało się za sprawą zgłoszeń użytkowników portalu Facebook, którzy oznaczyli moją recenzję jako treść naruszającą zasady społeczności.
Tych, którzy nie czytali recenzji, o której mówię odsyłam -tu- (jest to nowy link do artykułu, po zablokowaniu postanowiliśmy zmienić adres www recenzji, aby nie była już ona rozpoznawana przez mechanizmy Facebooka jako treść obraźliwa). W żołnierskich słowach: recenzja nie była przychylna.
Treści złe
Zablokowana przez Facebook recenzja została zakwalifikowana jako treść niepożądana ponieważ w krótkim czasie Facebook otrzymał kilka lub kilkanaście (nie znam dokładnej liczby zgłoszeń) informacji o tym, że napisany przeze mnie tekst nie spełnia zasad społeczności. Zablokowanie najprawdopodobniej nastąpiło automatycznie. Nie można się od niego odwołać (po szczegóły odsyłamy do tego tekstu).
Ważne jest jednak, aby zaznaczyć, że mechanizm blokowania treści został stworzony po to, aby zgłaszać posty nawołujące do nienawiści, albo gloryfikujące przemoc. Wszystkie wytyczne można przeczytać tutaj. Moja recenzja nie powinna zostać zakwalifikowana jako treść niepożądana. Niestety niektórzy użytkownicy postanowili ją jako taką zgłosić.
Ochrona czy nadgorliwość?
Od kilku dni jedno pytanie nie daje mi spokoju: dlaczego jakaś grupa ludzi uznała mój tekst za obraźliwy? Kiedy czytam zasady Facebooka mówiące o tym, że treściami budzącymi zastrzeżenia są: „wypowiedzi bezpośrednio atakujące inne osoby na podstawie tzw. cech chronionych, takich jak rasa, pochodzenie, narodowość, wyznanie, orientacja seksualna, płeć, tożsamość płciowa, poważna choroba lub niepełnosprawność”, a następnie czytam swój własny tekst, ciężko mi zrozumieć dlaczego słowa krytyki dotyczącej tekstów piosenek zawartych na płycie „Małomiasteczkowy” miałyby zostać uznane za spełniające Facebookowe kryteria treści niepożądanych.
Nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że krytykę (choćby była konstruktywna) do siebie biorą zazwyczaj ci, którzy są emocjonalnie związani z osobą/instytucją krytykowaną. W świecie afektów nie ma przecież racjonalności. Z tego powodu nawet najlżejszy przytyk odczytywać można jako poważny atak czy też niespełniający warunków społeczności zarzut. Czy jednak, nawet w emocjach, dozwolone jest działanie mające na celu usunięcie czyjejś wypowiedzi tylko dlatego, że jest ona inna niż stanowisko, które sami reprezentujemy?
Oczywiście nie mam żadnego dowodu na to, że osoby, które zgłosiły moją recenzję jako treść obraźliwą to fani Dawida Podsiadły. Do blokady równie dobrze mógł doprowadzić rzadki błąd algorytmu, albo działalność hackerów. Tak samo możliwe jest, że do zablokowania przyczyniły się zgłoszenia wysyłane przez rosyjską reprezentację narodową w piłce nożnej. Wszystkie hipotezy są równie uprawnione… choć jedna z nich wydaje się mimo wszystko bardziej prawdopodobna.
Małe jest piekielnie przebiegłe
O zablokowanu posta promującego moją recenzję dowiedziałam się w środę wieczorem. Zaskoczona tym co się stało, następnego dnia, postanowiłam poinformować społeczność zrzeszoną wokół portalu MusicNow! oraz zaprzyjaźnione portale muzyczne o zaistniałej sytuacji. Przez kilka dobrych godzin od dodania posta z informacją o wydarzeniach dnia poprzedniego otrzymywałam słowa wsparcia ze strony ludzi, którzy tak jak ja byli przejęci tym, co się stało. W ciągu dnia sytuacja jednak uległa zmianie – zaczęły do nas docierać głosy sugerujące, że jako portal, naświetlając tę sprawę, działamy nieetycznie, a cała „afera” jest specjalnie „nakręcana” po to, abyśmy (uczepiwszy się pleców Dawida Podsiadły) zrobili piorunującą karierę. Oto my – ludzie biznesu, z wykalkulowanymi marketingowo działaniami, które doprowadzą nas do wielkich pieniędzy. Nasza transparentność stała się koronnym dowodem naszych złych intencji. Najwidoczniej fakt zablokowania mojego tekstu, powinniśmy byli przemilczeć.
Trochę o nas
Serwis musicNOW! powstał siedem lat temu i jest tworzony przez ludzi, którzy kochają muzykę. Teksty, które publikujemy na naszych łamach dotyczą zarówno zespołów/wykonawców bardzo mainstreamowych, jak i artystów znanych przez dosłownie kilka osób na świecie. Nie wybieramy tematów pod to jak się będą klikały recenzje, piszemy o tym o czym napisać po prostu mamy ochotę. Przez siedem lat istnienia nigdy nie wpadliśmy na pomysł, aby zaprzepaścić to, co wspólnie udało nam się wypracować, na rzecz rozpoznawalności. Nie było tak także ani w przypadku publikacji recenzji płyty Dawida Podsiadły, ani w przypadku dodania posta informującego o tym, że owa recenzja została zablokowana. Jesteśmy mali i pewnie pozostaniemy mali, nie mamy z tego powodu kompleksów.
Aby sprawy były całkowicie jasne napiszę jeszcze, że od publikacji informacji o zablokowaniu posta promującego moją recenzję przybyło nam kilkunastu fanów (w tym kwantyfikatorze). Kilka osób postanowiło odlajkować nasz profil. Nie podpisaliśmy kontraktu z Procter and Gamble.
Odpowiedzialność
Dawid Podsiadło jest osobą publiczną, kochanym artystą i autorytetem dla rzeszy swoich fanów. To, że agresywne zachowania w Internecie (a za takie uznaję bezpodstawne zablokowanie mojej recenzji) nie są dla niego obojętne zaznaczył między innymi w piosence „Matylda”, która jest częścią jego najnowszej płyty. Wydawałoby się zatem, że historia tego, co stało się z moim tekstem nie będzie dla niego obojętna.
W piątek postanowiliśmy skontaktować się z managementem artysty i zapytać o komentarz w tej sprawie. Manager Dawida postanowił się od tego komentarza (w prawie pięciuset słowach) wstrzymać. Nie dostaliśmy zgody na to, aby publikować wiadomość, którą od niego otrzymaliśmy. W moim odczuciu zostaliśmy jednak (ponownie) zrozumiani jako szukający atencji cyniczni karierowicze, którym nie można ufać. W końcu jesteśmy z małego portalu… taki Internet klasy B.
Małoportalowa
Opisywana tu historia uświadomiła mi, że platformy społecznościowe są narzędziem manipulacji i to nie tylko (jak do tej pory myślałam) przy użyciu skomplikowanych algorytmów agregujących ogromną ilość danych. Facebooka po prostu można używać w sposób cyniczny i złorzeczny, a duża technicyzacja tej platformy sprawia, że złośliwe zachowania są dla użytkowników dostępne na wyciągnięcie ręki. Co przerażające, zachowania prowadzące do usuwania treści wyrażających poglądy inne niż te, które są modne, nie są jasno określane jako złe – ani przez Facebooka, ani (w tym przypadku) przez opiniotwórczego artystę, w imię którego zachowano się nieetycznie.
Podsumowując to, co się wydarzyło, mogę stwierdzić tyle, że z płyty Dawida, jak pisałam w mojej recenzji, nie dowiedziałam się co oznacza bycie małomiasteczkowym. Emocje wokół tej recenzji nauczyły mnie jednak tego, co w oczach rekinów polskiego rynku muzycznego oraz części polskich internautów znaczy być małoportalowym. I jest mi z tego powodu po prostu smutno.
Co państwo na to?