
Dźwięki, przy których budzi się moc – epizod drugi
Nie tylko pozytywni bohaterowie potrafią przytupywać nogami (lub organami nogopodobnymi) do dźwięków sączących się z odtwarzaczy. Przed Wami druga i ostatnia część naszego cyklu zbierającego piosenki bliskie bohaterom Gwiezdnych Wojen (pierwsza część części drugiej jest tu). Dlaczego Darth Vader lubi ptactwo wodne? Co łączy Imperatora z naszym naczelnym? I w końcu – czy Han występuje Solo? Na te inne pytania odpowiedź znajdziecie poniżej. Niech Moc będzie z Wami.
Imperator Palpatine: The National – „Fake Empire”
W sadze Gwiezdnych Wojen niezaprzeczalnie nie ma gorszego bohatera od Imperatora. Manipulował, niszczył, zabijał, pożądał władzy ponad wszystko i zrobił absolutnie każdą niegodziwą rzecz aby ją zdobyć. Ciemna Strona Mocy pochłonęła go całkowicie, jego egzystencja była wypełniona planowaniem kolejnych intryg, które doprowadzą do opanowania przez siły zła całej Galaktyki. Czemu więc w zaciszu swoich komnat na Gwieździe Śmierci miałby nucić razem z Mattem Berningerem (nie, wcale nie dlatego, że w redakcji musicNOW! pewien Imperator narzuca jednolite standardy, dotyczące utworów znajdujących się w tego typu zestawieniach)? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Mroczny Lord pomimo całego zła, jakie w nim mieszkało miał jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru – bardzo bawił go tytuł utworu, poza tym zawsze wzruszał się przy wersie „Let’s not try to figure out everything at once”. Niestety jedynymi świadkami tych wzruszeń były ściany jego komnat.
BB8: José González – „Heartbeats”
O naszym małym i okrągłym przyjacielu wiele jeszcze nie wiemy, ale sam jego kształt sugeruje już, że jest to postać idealna. Ten toczący się droid z pewnością często odczuwa dyskomfort podczas swoich przejażdżek po pustyni – jak wiemy każdemu z nas życie czasem sypie piaskiem w oczy, a co dopiero po innych kulistych częściach. Pozwala nam to stwierdzić tyle, iż BB jest prawdziwym robocim poetą, który podczas oglądania zachodów słońc na pustyni, tęskni za rodzinnymi stronami. Kiedy tak się dzieje w pamięci przywołuje on legendarny spot z muzyką José Gonzáleza, w którym to tysiące kolorowych kauczukowych piłeczek hasa sobie beztrosko ulicami ludzkich miast. Ten obraz krzepi jego małe serduszko. Pokołyszmy się wraz z nim w takt tych okrąglutkich dźwięków.
Chewbacca – Depeche Mode – „Just Can’t Get Enough”
Chewbacca to przede wszystkim nieodłączny towarzysz Hana. Najlepszy przyjaciel. Chociaż często wyraża dezaprobatę względem jego pomysłów, to i tak zawsze gotów jest dla niego zrobić wszystko. Podejrzewam, że skrycie uświetnia ten legendarny bromance, słuchając „Just Can’t Get Enough” Depeche Mode, które idealnie przedstawia ich męsko-męską przyjaźń na zabój. Dodatkowo sądzę, że wiecznie narzekającemu i zdenerwowanemu Chewbacce, który w swoim życiu przeszedł dość trudne chwile (chcielibyście się urodzić na nieprzyjaznej planecie pokrytej dżunglą? Nie? No właśnie) potrzeba momentów na odstresowanie. Dlatego kiedy nikt nie patrzy, Chewie tańczy przygarbiony w rytm klasyków z lat 80. na pokładzie Sokoła Millennium, albo nawet wymyka się na wixę do Mos Eisley na Tatooine.
Luke Skywalker – Eurythmics – „I Saved the World Today”
Luke – chłopak pozbawiony swoich korzeni, trochę zagubiony, wycofany – jak zwykle w takich przypadkach okazuje się wybrańcem, który ma uratować Galaktykę. Pokonuje długą, pełną wątpliwości drogę, podczas której poznaje swoją historię, przyjaciół, a nawet pierwszą miłość (lub też siostrę). Przyzwyczailiśmy się myśleć, że największy ciężar, który na sobie dźwiga to brzemię ojca, zapominając o tym, że przecież gdyby nie jego postawa, to Ciemna Strona Mocy mogłaby wygrać ostateczną bitwę. To dzięki sile, którą w sobie znalazł (wspomaganej nieco przez szyby wentylacyjne), Gwiazda Śmierci została zniszczona. Fajerwerki podczas hucznej zabawy na Endorze, kiedy wszyscy świętowali zwycięstwo, dały mu pierwszą możliwość aby wewnętrznie przyswoić myśl o wydarzeniach, które miały dopiero co miejsce. Mamy przemożne wrażenie, że Luke zaszył się wtedy w jakimś spokojnym miejscu na uboczu i z melancholią w głosie powtarzał słowa wyśpiewane przez Annie Lennox.
Darth Vader: Swans – „Lunacy”
Niezaprzeczalny król międzygalaktycznego mroku, czyli Darth Vader, na pewno w wolnych chwilach chętnie słuchał utworów pasujących do jego usposobienia. Można też sądzić, że miał on doskonały gust muzyczny (zgodzimy się chyba, że Marsz Imperialny to najlepszy utwór na sondtracku wszystkich części sagi razem wziętych). Stąd przekonanie, że lord ciemności zdecydowałby się właśnie na Swans. „Lunacy” mógłby mu z powodzeniem służyć w wielu momentach – marszowy rytm nadaje odpowiedniej powagi spacerom po korytarzach Gwiazdy Śmierci, a dramatyczne chóry mogą zamienić każde zdalne duszenie w artystyczne arcydzieło. Armia stormtrooperów przy takim numerze wygląda też na pewno lepiej niż słynna formacja hien Skazy z Króla Lwa (nic, tylko nauczyć ich chodzić w rytm i śpiewać). Dodatkowo zwieńczający utwór wers „Your childhood is over” oraz odniesienia w tekście do końca niewinności na pewno przypominają Vaderowi, że w środku blaszanej maszyny do zabijania siedzi zagubiony Anakin…
Han Solo: Psychotropic Transcendental – „Dirigah Nax Ma-Zarthilag”
Wyobraźcie sobie, że jesteście w mega-ultra-gigantycznym wszechświecie, gdzie co chwila spotykacie istoty mówiące w kompletnie nieznanym Wam języku, albo posługujące się jakimś bełkotem bardziej przypominającym gastryczne ruchy robaczkowe jelita grubego Jabby the Hutta niż języki znane z miłosnych ballad weneckich gondolierów. Prawdopodobnie każdy mieszkaniec małej zielonej planety próbowałby ratować się w ten sposób: „I don’t gavarit, Parlez-vous do mnie k*wa po polskiemu!”. Ale nie on. Kapitan Solo spędza długie godziny podróży w kompletnej czerni i ciszy, co prawdopodobnie sprawia, że kiedy posłucha kogoś choćby przez chwilę – w lot chwyta zasady gramatyki. Kiedy zaś akurat nie ma nikogo, kto mógłby do niego mówić idealnie sprawdzają się dźwięki okraszone enigmatycznym językiem var-inath (wymyślonego przez pewnego łebskiego mieszkańca Pogórza Śląskiego). Jesteśmy niemal pewni, że tak właśnie mijał mu lot w trakcie jednej z misji przemytniczych na Nar Shaddaa. Być może nawet sam Chewie potupał chętnie razem z nim do dźwięków „Dirigah Nax Ma-Zarthilag”, ewentualnie urządzali sobie gustowne partyzanckie mruczando.
Padmé Amidala – Florence + The Machine – „Cosmic Love”
Królowa, a potem Senator planety Naboo – Padme Amidala – nie miała łatwego życia. Poza tym, że spoczywała na niej odpowiedzialność za losy jej poddanych i tym, że robiła absolutnie wszystko, aby ratować swoich rodaków, miała jeszcze totalnego pecha w miłości. Wybranek jej serca nie miał takiego hartu ducha jak ona, dał się przeciągnąć na Ciemną Stronę Mocy, a co najgorsze, mimo, że przemienił się w rycerza w lśniącej zbroi, efekt końcowy nie był zbieżny z założeniami. Padmé nie pozostało nic innego, jak wzdychając nad swoim losem wsłuchać się w słowa Florence Welch, która potrafi opowiadać o kobietach ze złamanym sercem jak nikt inny. Idziemy o zakład, iż każda białogłowa, niezależnie od Galaktyki w jakiej aktualnie przebywa, potrafi się utożsamić ze słowami „Cosmic Love”. Zanim jednak nieco samolubnie wsłuchując się w okrągłe zdania odniesiecie je do siebie – spróbujcie odczytać jak bardzo akuratnie odzwierciedla ono historię związku Padmé z Anakinem.
Monika Sadowska / Martyna Nowosielska / Paweł Rusak / Aleksandra Saks
Co państwo na to?