
Basen – ostatnia kąpiel
Niedawno pożegnaliśmy klub BASEN, który opuścił swoją siedzibę w Warszawie przy ul. Marii Konopnickiej 6. Przez trzy lata uważnie obserwowaliśmy to miejsce – klub szybko zyskał renomę jednego z najciekawszych miejsc na koncertowej mapie Warszawy. Na jego scenie występowali przedstawiciele rozmaitych gatunków muzycznych, odbywały się niezapomniane koncerty wielkich i wschodzących gwiazd muzyki alternatywnej, elektronicznej, rockowej, zawsze ciekawej, intrygującej, poszukującej. Przez te lata zagrali tam m.in. Brand Brauer Frick Ensamble, DJ Shadow, The Residents, Tricky, Moderat, The Young Gods czy Swans. Wymieniać można by długo. Na pożegnanie z miejscem, którego na pewno będzie nam brakowało postanowiliśmy wybrać kilka koncertów, które najbardziej zapadły nam w pamięci i trochę powspominać…
Swans – 03/12/2014
BASEN to dla mnie wiele koncertów, o których można by opowiadać godzinami. Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć występ grupy Swans, skądinąd mojej ulubionej. Obawiałam się, że klub dysponujący dość małą przestrzenią nie udźwignie potęgi dźwięku tego zespołu, tak jak to wcześniej zrobiła scena OFF Festivalu, nieco gorzej (ale też na poziomie) Stodoła, a potem Łaźnia Nowa w Krakowie. Obawy były jednak zupełnie nieuzasadnione – koncert nagłośniono jak należy i niczego mu nie brakowało. Tak samo jak zawsze było apokaliptycznie, wciągająco i transowo. Wydaje mi się, że w klubie padł chyba jeden z rekordów jeśli chodzi o frekwencję (próżno było szukać miejsca, gdzie dałoby się wbić szpilkę). Michael Gira zaczarował tłum nie inaczej niż na koncertach w większych przestrzeniach, gdzie publika mogła nieco bardziej równomiernie rozlać się po sali. Klub stanął tego wieczora na wysokości zadania tak samo jak zespół. Zdaje się, że współpraca między powyższymi też przebiegła doskonale, ponieważ znany ze swoich scenicznych wybuchów spowodowanych technicznymi niedogodnościami (widzieliśmy to na OFFie, widzieliśmy to w Stodole, widzieliśmy to wielokrotnie na You Tube) Michael Gira tym razem miał jedynie początkowe problemy z mikrofonem, które szybko przezwyciężono. Obyło się bez krzyków i awantur.
Podsumowując był to kolejny magiczny wieczór w BASENIE, na jakich setki jeszcze liczyłam. Niestety, te marzenia nie zostaną już spełnione. Do zobaczenia, mam nadzieję, w nowym miejscu. (Martyna Nowosielska)
Blindead – premiera płyty „Absence” – 11/10/2013
Blindead ma wiele wspólnego z kinem i teatrem. Pełne doświadczenie wizji estetycznej, wokół której zbudowana jest płyta Absence możliwe jest tylko na koncercie. Występom muzyków towarzyszą wizualizacje. Niby nic nowego, praktyka stosowana bardzo często. Rzecz w tym, że Blindead realizuje ten element w oryginalny i chyba rzadko spotykany, przynajmniej w Polsce, sposób. Nie chodzi tu o jakieś migające obrazki, ale profesjonalnie zrealizowane filmy, stanowiące uzupełnienie treści płynącej z muzyki i tekstów.
Kiedy widziałem Blindead w warszawskim BASENIE teatralność ich występu tak mocno na mnie podziałała, że pomyślałem sobie: na sam koniec powinni też tak jak aktorzy, już przy zapalonym świetle wyjść i ukłonić się publiczności… Zrobili to! Brakowało tylko kurtyny.
Sleep Party People – 26/11/2014
Pewnie każdy w swoim życiu słyszał o imprezach muzycznych przed którymi dobrze jest coś łyknąć, żeby lepiej się wczuć. Myślę sobie, jak kiepska musi być muzyka na takiej imprezie, jeśli sama z siebie nie potrafi dać nam takowego haju, ale to nie nasz problem. Na tym wielkim świecie jest pewna, raczej mniejsza niż większa, liczba zespołów, które substancje odurzające sprzedają razem z biletem, choćby właśnie taki Sleep Party People, czyli „króliki Donnie Darko”. Pięciu zamaskowanych Duńczyków bujających uszami wypuszcza na koncertach rzekę psychodelii i depresyjnego post rocka rozbabranego z ambientowymi wyciszeniami. Ledwo oświetlona scena, jasne maski i muzyka wilgotna jak wieczorna mgła otumaniają zmysły. Po koncercie jedno jest pewne, albo się z nimi zaprzyjaźnimy, albo ich znienawidzimy. Na obojętność raczej nie ma miejsca. Śpiochy po listopadowym graniu w BASENIE odwiedziły Polskę jeszcze dwa razy w maju. Tam również nie pokazali twarzy i nie ustawili poprawnie mikrofonów. Chcemy więcej takich odwiedzin.
Tycho – 15/10/2014

(fot. Mateusz Straszewski)
Ambient to dziś gatunek podziurawiony, poprzeplatany i powyginany na setki sposobów. Całe rzesze zespołów i muzyków sprawiły, że trudno stworzyć na tym terenie coś nowatorskiego. Dlatego duże uznanie w kierunku Tycho czyli Scotta Hansena, któremu udało się wydobyć z muzycznych pasteli coś, co znalazło dość liczną publiczność na świecie. Muzyka Tycho składa się z dźwięków amerykańskich jak stare krążowniki Cadillaca, jednak słychać w tym potężny arsenał współczesnych filtrów, które te brzmienia lekko tłumią, zaokrąglają i dodają im przestrzeni. Koncerty zespołu to symbioza obrazu i dźwięku. Świetne wizualizacje precyzyjnie (czasem może nawet zbyt) zgrane z rytmem, to dowód tego, że Scott oprócz muzyki pasjonuje się designem i fotografią. Okazało się, że muzyka mogąca stanowić tło do umysłowej pracy, albo do bujania w hamaku, może się sprawdzić jako żywy twór sceniczny. Publiczność dostała dość „techniczny” koncert, być może pozbawiony improwizacji, to jednak po prostu specyfika gatunku. Fani znający płytę „Dive” i ostatnią „Awake” dostali dokładnie to czego oczekiwali. (Paweł Górniak)
Co państwo na to?