2015: Największe rozczarowania
Kanye West / Donald Trump
Rozczarował mnie fakt, że Kanye West będzie kandydował na prezydenta USA dopiero w 2020 roku. Byłby on najlepszym kontrkandydatem dla starającego się o ten urząd Donalda Trumpa. (Mariusz Godzisz)
Florence + the Machine – „How Big, How Blue, How Beautiful”
Przykro jest pisać, że tam gdzie szukaliśmy cytatów do tatuowania na różnych częściach ciała, znaleźliśmy samą formę bez treści. Tak się jednak stało w wypadku nowej płyty Florence and the Machine, a właściwie Florence + the Machine (myślicie, że zmiana nazwiska Davida Haselhoffa na samo Hoff była słaba? No cóż… ta też nie należała do najfajniejszych, szczególnie że + the Machine widnieje na szarym końcu płyty). Niestety „How Big, How Blue, How Beautiful” jest krążkiem rozczarowującym, patetycznym i stanowczo upadłym (zbyt daleko od kultowej „Lungs”). Z żalem zatem (bo nie jest tak, żebyśmy nie mieli nadziei na pozytywna zmianę w przyszłości) nie możemy tego wydawnictwa polecić. (Monika Sadowska)
Recenzja „How Big, How Blue, How Beautiful” znajduje się tutaj.
Faith No More – „Sol Invictus”
„Sol Invictus” Faith No More czyli płyta, która nie powinna się ukazać, zespołu, który nie powinien już istnieć (więcej gorzkich słów na ten temat) (Mateusz Straszewski)
Odwieczne kwestie promocyjno-organizacyjne
Bez nazwisk i pokazywania palcem, ale niekiedy odnoszę wrażenie, że pewna grupa organizatorów/promotorów (niepotrzebne skreślić) robi wszystko byle tylko szersza publiczność nie dowiedziała się o koncercie, który organizują. Rutynowe działania przekładają się na nędzną frekwencje. Rozumiem, że elitarność jest w cenie, ale czy niektórzy z tym aby nie przesadzają? Czas pędzi do przodu jak oszalały – założenie wydarzenia na Facebooku zwyczajnie nie wystarcza.(Marcin Gręda)
Grimes – „Art Angels” (2015, 4AD)
Z niecierpliwością czekałam na nowy album Grimes obserwując jej kolejne wizyty w domowym studiu na Instagramie. Odliczałam dni do premiery. Ta jednak okazała się kompletną klapą. Album brzmi jakby artystka cofała się w rozwoju. Nowy styl w ogóle nie przypomina jej dziwnej, dziewczęcej, ale niesamowicie oryginalnej elektroniki, jest wypełniony miałkimi treściami i kliszami znanymi z hitów, które można usłyszeć w Radiu Zet. Grimes zniszczyła nawet „Realiti”, które brzmiało jak nadzieja na ciekawy krążek. „Art Angels” mogłaby spokojnie nagrać Britney Spears z pomocą rzeszy producentów easy listeningowych pewniaków. Wtedy chyba nikt nie umieszczałby albumu w zestawieniach roku jako jednego z najlepszych (tak jak zrobiła to duża część redakcji muzycznych). Jedynym mocnym punktem jest tutaj „Scream”, w którym sama Grimes nie miała wielkiego udziału, a większość roboty odwaliła za nią raperka Aristophanes. „Flesh Without Blood” czy też wspominane „Realiti” można ewentualnie umieścić obok Rihanny na imprezowych playlistach, albo w czeluściach zwanych guilty pleasure. Reszta jest tak słaba, że nie pamiętam nawet nazw utworów. Claire Boucher, złamałaś mi serce. Nie wiem, kiedy zdołam wybaczyć. (Martyna Nowosielska)
Refused – „Freedom” (2015, Epitaph)
Refused poznałem już po zawieszeniu przez nich działalności, dlatego w ogłoszenie Freedom najpierw nie mogłem uwierzyć, a później wyczekiwałem premiery jak mało której w tym roku. Zespół dotychczas niepokorny, przekraczający granice, szukający punktów wspólnych pomiędzy najodleglejszymi gatunkami, po reaktywacji nagrał płytę przyjemną i niewymagającą, na dodatek z karykaturalnie politycznymi tekstami. Czy może być coś bardziej rozczarowującego? Piosenki na „Freedom” nie są złe, niesprawiedliwie byłoby oczekiwać drugiego „A Shape of Punk to Come”. Po prostu po latach spędzonych w przekonaniu, że Refused are fuckin’ dead wyobrażałem sobie to zmartwychwstanie odrobinę bardziej widowiskowo. (Bartek Gradkowski)
Co państwo na to?