2015: Najważniejsze wydarzenia
Tim Hecker – Ephemera Live / Unsound Festival
To bardziej doświadczenie niż wydarzenie: drugie piętro starej krakowskiej fabryki tytoniu. Pomieszczenie o rozmiarze i właściwościach pozostających zagadką z powodu ogromnych ilości napuszczonego do niego dymu intensywnie oświetlonego na biało. Ludzie usiłujący powoli, asekuracyjnie eksplorować przestrzeń w poszukiwaniu sceny, głośnika czy jakiegokolwiek innego elementu w nieprzeniknionej chmurze mlecznobiałej mgły. W końcu muzyka: dopracowane przez Heckera do perfekcji dronowe tekstury dobiegające z nieokreślonego punktu na sali. Światła z białych zmieniają się w kolorowe, podłoga wibruje od basu, pojawia się element zapachowy – proste, ale silne bodźce i ograniczenie elementów rozpraszających uwagę do minimum sprawiają, że muzykę rzeczywiście odbiera się wszystkimi zmysłami. Zazdroszczę tym, którzy mogli uczestniczyć w Ephemerze Live więcej niż raz. Po takim przeżyciu łatwiej jest nabrać dystansu nawet do pytania czy Burial rzeczywiście wystąpił na festiwalu dzień wcześniej. (Bartek Gradkowski)
San Fermin – Lincoln Hall
… i na niewielkiej scenie Lincoln Hall pełnej instrumentów, ozdobionej żarówkami i paskami ledowych świateł w tle, zrobiło się tłoczno, kiedy pojawił się na niej ośmioosobowy już skład San Fermin. Od pierwszych nut „The Woods” powietrze wypełnione było niezwykłą energią. Nie byłoby to możliwe, gdyby Ellis Ludwig-Leone, mistrz skomplikowanego rytmu i intrygujących melodii, nie miał przy sobie swojego zespołu; gdyby niezwykłe wokale Allena Tate i Charlene Kaye nie kompletowały się tak pięknie; gdyby saksofonista Stephen Chen nie miał umiejętności wydobywania tak potężnych dźwięków; gdyby Michael Hanf nie wiedział jak pokazać moc perkusji; gdyby nad jakością dźwięku i gitary nie czuwał Tyler McDiarmid; gdyby Rebeka Durham swą grą na skrzypcach nie balansowała przepychu wszystkich dźwięków płynących ze sceny. Nikt nie jest jednak w stanie zdystansować grającego na trąbce Johna Brandon, który podczas „Sonsick” zeskoczył ze sceny i przebijając się przez tłum dał mistrzowski pokaz swoich umiejętności… To jeden z kilku zapisków do recenzji koncertu, która niestety nigdy nie została dokończona a przez to opublikowana. Przepraszam. I nawet jeśli doczekałem się koncertu Alt-J w Chicago i po kilku podejściach w końcu zobaczyłem na żywo Glass Animals, a niespodziewany koncert Benjamina Clementine’a, także w Lincoln Hall, był niezwykły, to energia San Fermin zrobiła na mnie w minionym roku największe wrażenie. (Mariusz Godzisz)
These New Purtians – Sacrum Profanum 2015
Koncert przemyślany i zaplanowany w każdej sekundzie jego trwania – czyli absolutne zaprzeczenie rockowego rozpasania i spontanu. Grupa występowała w wersji E-X-P-A-N-D-E-D – obecny był chór oraz kameralna orkiestra. Wybrzmiały wszystkie najważniejsze utwory z „Field Of Reeds”, do tego zespół pokusił się o kilka wycieczek w bardziej odległa przeszłość. Brzmiało to wszystko głęboko, dynamicznie i absolutnie porywająco, ale niewątpliwie cześć splendoru powinna spłynąć także na Centrum Konferencyjne ICE – w sensie akustycznym sala przygotowana jest wzorcowo. I nadal nie mogę się doczekać studyjnej wersji utworu zamykającego koncert – by nie uciekł, do dziś noszę w telefonie notatkę z krótkim fragmentem tekstu, który udało mi się wychwycić i zapamiętać. „This is where the trees are on fire” – Wy też zanotujcie (Marcin Gręda)
Patti Smith – OFF Festvial 2015
Długo biłam się z myślami co wybrać spośród koncertowego urodzaju tego roku (na wspomnienie zasługuje tu chociażby Thurston Moore w Warszawie, na którego nikt nie przyszedł, oraz Einsturzende Neubauten w Lublinie, którzy pewnie znaleźliby się na pierwszym miejscu, gdyby nie Patti). W końcu zdecydowałam się na Smith, bo przecież wydarzenie roku powinno być czymś więcej niż koncertem. I taki właśnie był występ Patti Smith wieńczący tegoroczny OFF Festival. Poczuliśmy się jakby przeniesieni do ery dzieci kwiatów, połączeni wspólnymi myślami, buntowniczo, ale pacyfistycznie nastawieni do świata. Gigantyczny tłum dał sobą dyrygować, kiedy było trzeba szalał, a kiedy indziej milczał. Patti Smith udowodniła, że wciąż jest znaczącą artystką, która potrafi zamienić odegranie „Horses” w niesamowite wydarzenie, które zapadło mi w pamięć na cały rok. (Martyna Nowosielska)
Underworld – Audioriver 2015
Występ Brytyjczyków na dziesiątej edycji płockiego festiwalu miał przede wszystkim charakter sentymentalny. Zakręciła się łezka w oku. Zaprezentowali set, na który złożyły się ich najbardziej znane utwory, w tym Scribble i nieśmiertelne Born Slippy. NUXX na koniec. Zabrakło mi tylko mojego ulubionego Moaner. Bardzo energetyczny występ, szalejący Karl Hyde na scenie, który bez najmniejszego problemu złapał kontakt z publicznością. Ponad 25 lat na scenie, a nadal nie mają sobie równych. (Matuesz Straszewski)
Godspeed You! Black Emperor – Progresja Music Zone
Znów tematyka eschatologiczna – tym razem jednak Apokalipsa nadchodzi z potężnym hukiem! Niezawodni Kanadyjczycy jak zawsze w formie – drony, drony i hipnotyczne perkusyjne pętle. Tegoroczny występ, choć rozmachem scenicznym i klimatem nie dorównywał ich ostatniemu występowi w Polsce (OFF Festival 2013), miał w sobie jednak o wiele większy ładunek energii, z jednej strony odznaczał się dramaturgicznym skoncentrowaniem, z drugiej zaś stanowił repertuarowy przekrój twórczości grupy. Spełniły się też najlepsze scenariusze fanów, którzy twierdzili, że klubowe występy GY!BE to niekończący się spektakl – występ trwał dobrze ponad dwie godziny. (Bartłomiej Błesznowski)
Co państwo na to?