2014: Podsumowanie roku #1: Płyty
Sun Kil Moon – Benji
(2014, Caldo Verde Records)
Istnieje ryzyko, że Mark Kozelek prywatnie jest tylko grubawym i dość pospolitym burakiem z Ohio (vide idiotyczna wojna medialna z grupą War On Drugs, której owocem jest kuriozum zatytułowane War On Drugs Suck My Cock). Nawet jeśli tak, to Kozelek jest burakiem szczerym i na swój sposób ujmującym. Na Benji smętne mamrotanie w poprzek monotonnego akustycznego brzdąkania osiągnęło skończoną formę. Pewnie nie brzmi to specjalnie ekscytująco, niemniej działa, a Benji to songwriting w stanie czystym, wzorzec gotowy do umieszczenia w gablotce w Sèvres pod Paryżem. Dłuższy wywód na temat albumu znajduje się tutaj.
Silver Mt. Zion – Fuck Off Get Free We Pour Light On Everything (2014, Constellation Records)
Dużo bardziej produktywny i w jakimś wykrzywionym sensie także bardziej piosenkowy, młodszy brat tytanów apokalipsy z Godspeed You! Black Emperor (grupy współdzielą gitarzystę, basistę oraz skrzypaczkę) zaatakował ponownie. Być może Fuck Off Get Free We Pour Light On Everything nie jest tak przejmujący jak Horses In The Sky, ale to ciągle poziom nieskrępowanej niczym kreatywności dostępny jedynie nielicznym. Przywodząca na myśl ostatnie dokonania Swans intensywność instrumentalnych zapętleń rymuje się tu z niemal kołysankową delikatnością, a potencjalność zagłady pozostaje na wyciągnięcie ręki.
The Twilight Sad – Nobody Wants To Be Here And Nobody Wants To Leave (2014, Fat Cat Records)
Twilight Sad przeprosili się z gitarami, chyba ciągle nie mają żywego bębniarza i nagrali najbardziej przystępny album w swojej karierze. Dalej bulgoczą po szkocku i próbują straszyć rzężeniem dobiegającym z drugiego planu, niemniej na Nobody Wants To Be Here And Nobody Wants To Leave równie istotna jest szlachetna melodyka i trudno uchwytna zwiewność. A okładki albumów grupy to niezmiennie niemal gotowe wzory na bardzo eleganckie tatuaże.
(podsumował: Marcin Gręda)
Sohn – Tremors
(2014, 4AD Records)
Tym krążkiem Christopher Taylor szerzej znany jako Sohn, ustawił bardzo wysoko poprzeczkę dla innych electropopowych artystów jego pokolenia. Nie dorastają mu do pięt zatem zarówno Son Lux, jak i Lo-Fang, mam wątpliwości nawet przy Jamesie Blake’u. Jego muzyka to zgrabne połączenie mięciutkiego (jak kołderka i poduszka) soulowego wokalu oraz zimnych syntezatorowych dźwięków, które od pierwszych nut otwierającego płytę Tempest powodują gęsią skórkę (szczególnie u osób wrażliwych na analogowe nuty, jak ja). Jeśli dodam, że podczas występów scenicznych Sohn wydaje się znakomicie warzyć emocje wlewane w wokalizy i profesjonalizm tyczący się instrumentalnej części performace’u, to zdaje się, że na scenie ambitnego popu wyrasta nowy lider, którego trudno będzie prześcignąć. Więcej literek na temat Tremors czai się tutaj.
Moon Hoax – Moon Hoax
(2014, Tkliwi Nihiliści Records)
Jazz i kosmos bez ściemy – moderna i smooth w jednym, więcej w recenzji porywającego debiutu Moon Hoax.
(podsumował: Bartłomiej Błesznowski)
Adre’N’Alin – Surface Tensions
(2014, Requiem Records)
Długo się zastanawiałem, którą płytę wyróżnić najbardziej. Wybór padł na dzieło Igora Szulca, który po pięciu latach powrócił jako bardzo dojrzały i świadomy artysta. Subtelne, wyważone połączenie elektroniki i elementów klasycznych rewelacyjnie sprawdza się na żywo, czego dowodem jest chociażby premierowy koncert w warszawskiej Cafe Kulturalna. Było w tym wieczorze coś z kosmicznej podróży. Dawka nieziemskiej energii – zdecydowanie najlepsza polska płyta 2014 roku.
Rubber Dots – Mkultra
(2014, self release)
Bardzo duże i pozytywne rozczarowanie. Kiedyś ich skreśliłem. Teraz uwielbiam! Nawiązująca do najlepszych – elektronika na światowym poziomie.
Eaux – Plastics
(2014, ATP Recordings)
Odkrycie i debiut roku. Londyńskie trio, które mam nadzieję, że jeszcze sporo namiesza nie tylko w Wielkiej Brytanii. Efemeryczna, klimatyczna mieszanka post rocka, post techno i wielu innych post…
(podsumował: Mateusz Straszewski)
Wild Beasts – Present Tense
(2014, Domino Records)
W recenzji ich chicagowskiego koncertu napisałem, że czwarte dzieło Dzikich Bestii to jedna z najlepszych płyt minionego roku o tutaj!). A dziś, z pełną odpowiedzialnością dopiszę, że Present Tense to najlepsza płyta jaką dotychczas nagrali. To naprawdę piękny album, który pokazuje, że grupa nie boi się eksperymentów i bez trudu znajduje balans pomiędzy muzycznymi eksperymentami i ładnymi melodiami, do pisania których niezaprzeczalnie mają talent. Skutecznie wabią nową paletą mrocznej, chłodnej elektroniki i znaną nam już zmysłowością pulsujących basów. Duet wokalny Thorpe-Fleming w relacji do tych wszystkich nowych dźwięków jest wyraźy jak nigdy przedtem. Starannie wyprodukowany, dopracowany w każdym szczególe, Present Tense brzmi nowocześnie i ponadczasowo. Brzmi jak płyta roku i to jest prosta piękna prawda!
Glass Animals – Zaba
(2014, Wolf Tone / Harvest Records)
O rozmiarze sukcesu Glass Animals może świadczyć fakt, że na Spotify singiel Gooey znalazł się na drugim miejscu najczęściej share’owanych utworów minionego roku. Ich debiut to interesujące połączenie dziecięcej wyobraźni z szerokim spektrum muzycznych inspiracji. Dodatkowo eteryczny głos Barley’a przydaje całości niezwykłego baśniowego nastroju. Zaba jest zaproszeniem do innego świata, soundtrackiem do innej rzeczywistości.
Fisz Emade Tworzywo – Mamut
(2014, ART2 Music / Agora S.A.)
Najlepsze polskie muzyczne tworzywo minionego roku jest olbrzymich rozmiarów. Bez wątpienia Mamut braci Waglewskich jest ciekawym wydawnictwem. Ucieczka przed muzycznymi szufladkami jest od lat ulubioną zabawą chłopaków. To właśnie brak jakiekolwiek przynależności gatunkowej jest tu najciekawszy. Kupuje to wszystko bez zniżek i promocji za teksty i zestaw zaproszonych gości (duet z Nosowską – pierwsza klasa!). Czas pakować walizki. Życzenie mamy Fisza się spełni. Świat czeka.
(podsumował: Mariusz Godzisz)
Swans – To Be Kind
(2014, Young God / Mute)
Dla większości czytelników portali muzycznych pojawienie się tego albumu w rocznych zestawieniach staje się już prawdopodobnie nudne, ale zdecydowanie mu się to należy (tak, my również recenzowaliśmy tę płytę). Swans kontynuują bycie numerem jeden w świecie dźwięków i życzę im, aby na tej pozycji znajdowali się jak najdłużej. To Be Kind to nieco mniej mroczna i bardziej zakręcona płyta niż poprzednie The Seer, ale tak samo dopracowana w każdym szczególe i majestatycznie-apokaliptyczna. Na żywo wypada jeszcze lepiej – chcemy więcej.
Thurston Moore – The Best Day
(2014, Matador Records)
Mam nieodparte wrażenie, że pojawienie się tego albumu przeszło zupełnie bez echa. W mojej opinii – niesłusznie. Dlatego (oraz przede wszystkim dlatego, że ngrał on bardzo solidny krążek) pan Moore, wirtuoz gitary z magnetycznym wokalem, trafia na drugie miejsce mojego zestawienia.
St.Vincent – St.Vincent
(2014, Loma Vista / Republic)
Nie są to może wyżyny artyzmu, ale Anne Clark robi dobrą robotę muzyce alternatywnej, przemycając jej elementy do mainstreamu. I za to – trzecie miejsce.
(podsumowała: Martyna Nowosielska)
Co państwo na to?