wh0wh0: tripo-trapo-ambiento-idm-nostalgic-wtf-juke
Jacek Prościński, perkusista związany z zespołami o bardzo różnym ciężarze gatunkowym i skali rozpoznawalności (dla porządku garść nazw: Llovage, Perfect Son, delay_ok), wydał właśnie stuprocentowo solowy album. Wh0wh0 to przejażdżka po rozmaitych odmianach współczesnej elektroniki zagrana oraz zarejestrowana w czasie rzeczywistym wyłącznie za sprawą kończyn wyżej wymienionego jegomościa oraz specjalnie spreparowanego zestawu perkusyjnego. Sztywne założenia formalne przydają całości ludzkiego pierwiastka i pulsu, nieosiągalnego w przypadku muzyki komponowanej bezpośrednio na sekwenserach. Główny bohater tej płyty ani przez moment się nie popisuje, kompozycje są przemyślane i w gruncie rzeczy przyjazne odbiorcy, niektóre tropy pojawiały się wcześniej (choćby triggerowane sylaby ludzkiego głosu na nagranym razem z Olem Walickim albumie „Llovage”), ale nie tworzyły dotąd aż tak intensywnej całości.
A teraz już pora by Jacek opowiedział o czym właściwie myślał bębniąc.
lal0lagi
Z języka samoańskiego Ziemia. Słuchając tego utworu, na etapie miksowania, wyobrażałem sobie naszą planetę. Patrząc na nią z daleka, miałem skojarzenie tkwienia w konstansie , a im bliżej się przyglądałem, przemawiało do mnie wrażenie gwałtowności i nieprzewidywalności zachodzących zdarzeń. Chciałem, by ten utwór brzmiał właśnie tak. Chciałem stworzyć kompozycję, która powoli się rozwija, rozpoczyna nostalgicznym wstępem, po to, by radykalnie skontrastować w późniejszym etapie. lal0lagi ma bardzo gęstą fakturę, to był jeden z tych utworów, które zajęły nam najwięcej czasu do ujarzmienia w studiu. Z chłopakami z Coastline Northern Cuts specjalnie pojechaliśmy z Gdańska do Warszawy (do Gagarin Studio), żeby ogarnąć basy w tym utworze. Staram się uciekać od jednoznacznych definicji. Jeśli spytacie mnie, jaki gatunek reprezentuje ten numer – odpowiem, że nie wiem (śmiech). Tripo-trapo-ambiento-idm-nostalgic-wtf-juke?
sund0wn
Z Marcinem Szulcem i Tomkiem Hoaxem żartobliwie nazywaliśmy go „opus magnum”. Określenie odzwierciedla fakt, ze ten utwór zespala w sumie trzy segmenty, czyniąc go najdłuższym na płycie. Pierwsza część utworu jest konsekwencją „tw0 suns” (mimo tego, że chronologicznie te utwory są bardzo oddalone od siebie na płycie). Reichowski trans zestawiłem z brzmieniami, m.in. pociętych dźwięków wokalnych i odgłosami zniekształconego ksylofonu. Triolowy puls zestawiony z lekko afrykańskim charakterem sampli sprawia, że grając na żywo zawsze mam skojarzenie z filmem „W pustyni i w puszczy”, tyle, że AD 2021 (śmiech). To jest również jeden ze spokojniejszych momentów na płycie… Z kolei w środkowym etapie utworu uwydatniłem podskórnie zakorzenioną inspirację albumem „Popp” Ovala (w kontekście wygrywanych szatkowanych sampli przypisanych do striggerowanych obręczy werbla). Pod samplami wokalnymi znajdują się również dźwięki wyżej wymienionego ksylofonu. Aranżacja ma charakter niemalże dziecięcej melodii. Lubię pielęgnować w sobie wewnętrzne dziecko (w sferze mentalnych fantazji), może to jest tego pokłosie. Z dziecięcej dźwiękowej piaskownicy przechodzimy do trzeciej części, z której wyłania się zniekształcony głos Alice Coltrane. Co się dzieje później, obczajcie sami.
confl00x
Ten utwór przywołuje mi wizualizację lewitującego nad oceanem miasta. Nie wiem czy to kwestia wpływu „Niewidzialnych miast” Italo Calvino, czy po prostu jakaś senna projekcja, która podświadomie zakodowała się w mojej pamięci. Dosłownie jednak, interpretując tytuł, miałem na myśli zamek z gry komputerowej Heroes III (Conflux). Ta gra mnie na swój sposób ukształtowała. Chciałem oddać jej hołd (śmiech). Utwór wyłamujący się z dosyć intensywnego charakteru płyty. Lubię go za przerzedzoną fakturę, możliwość ekspozycji przestrzeni i ciszy. Po burzliwej podróży można w końcu odpocząć. Dobranoc.
Co państwo na to?