Dan Mangan: Pisarze ponad sportowców
Mam wrażenie, że polscy słuchacze bardzo skutecznie udają, że Dan Mangan nie istnieje. Szkoda, bo to jeden z bardziej kreatywnych i autentycznych songwriterów. Nie ma w nim pustej stylizacji na chwilowo modnego-przewrażliwionego-pseudofolkowca-z-rzadką-brodą-do-kolan. To raczej człowiek, który musi opowiadać historie, te spisywane na papierowej serwetce prosto znad średniej jakości kawy serwowanej w przydrożnym barze. Warto zaznaczyć, że Pan Mangan pochodzi z Kanady, nie zaś ze Stanów, ale zakładam, że tam również istnieją przydrożne bary tego rodzaju. Dan opowiedział nam o wybranym przez siebie utworach z ostatniego, wydanego w 2012 roku, albumu „Oh Fortune”.
„How Darvininan”
(Oh Fortune, 2011 Arts & Crafts)
Czytałem gdzieś o pielęgniarce pracującej w jednym z brytyjskich hospicjów, która robiła wywiady z umierającymi na temat tego, czego najbardziej żałują. Jedną z najczęściej pojawiających się odpowiedzi było: Żałuję, że nie zdałem sobie sprawy wcześniej, że szczęście jest kwestią wyboru. Najważniejszy wers tego utworu to:” People don’t know what they want, they just know they really want it” (Ludzie nie wiedzą czego chcą, wiedzą tylko, że chcą tego bardzo). Tracimy kupę czasu goniąc za wizją idealnej i nieosiagalnej wizji siebie w przyszłości, tracąc tym samym kontakt z jedyną rzeczą, która jest naprawdę realna, z teraźniejszością – sobą tu i teraz. Wszyscy są tak bardzo zajęci staraniami o pozycję, że zapomnieli, o co właściwie się starają.
„Jeopardy”
(Oh Fortune, 2011 Arts & Crafts)
Lubię scenę, która kończy „Fight Club” – moment, w którym bohaterowie obserwują majestatycznie walące się biurowce największych firm kredytowych, a w podkładzie leci „Where Is My Mind” The Pixies. Literalnie oznacza to „zaczynanie od zera”. W „Romeo i Julii” rody Montecchich i Capuletich są skonfliktowane od tak dawna, że nikt już nie pamięta, o co poszło. Wiedzą tyle, że powinni się nienawidzić. To doskonale oddaje źródło ksenofobii na świecie. Strach bierze się z braku zrozumienia i wykorzenienia, dodaj do tej mikstury szczyptę dumy lub ignoracji, a w efekcie otrzymasz zdesperowane i małoduszne społeczeństwo. Każdy wers w „Jeopardy” jest pytaniem, sam nie mam odpowiedzi na wszystkie problemy tego świata, ale czasami musimy usłyszeć pytania by zdać sobie sprawę, że odpowiedzi potencjalnie mogą istnieć. „What happens when all flags burn together? Is that unity?” (Co gdy zapłoną wszystkie flagi? Czy to oznacza równość?) – pewnie nie, ale warto postawić i to pytanie.
„Row Of Houses”
(Oh Fortune, 2011 Arts & Crafts)
Utwór powstał w czasie lotu do Australii, bezpośrednio po tym jak obrzejałem film „Stand By Me” („Stań Przy mnie” 1986, ekranizacja powieści Stephena Kinga). Tekst napisałem z perspektywy głównego bohatera, dwunastoletniego Gordona Lachance. „Stand By Me” to jeden z moich ulubionych filmów z dzieciństwa i gdy obejrzałem go znowu w samolocie, zdałem sobie sprawę, że całkiem dobrze wytrzymał próbę czasu. To doprawdy świetne kino! Rzecz dzieję się w Castle Rock, fikcyjnym miasteczku w stanie Oregon – są ich całe setki na prowincji Stanów Zjednoczonych, równie dobrze mogłoby istnieć wszędzie i nigdzie. Castle Rock wypełnione jest archetypami. Każda postać doskonale oddaje swoją rolę – mamy głupkowatego osiłka, chłopaka z natury złego, zakomplesionego grubaska, kreatywnego chłopaka, wariata i gwiazdkę footballu. To świat otoczony nieskazitelnie białym, równym płotem. Wszyscy przywiązują tak dużą wagę do tego jak są postrzegani, że boją się zrobić cokolwiek by zaprzeczyć swej reputacji, tkwią więc uwięzieni w pułapce przypisanych im ról i oczekiwań. Wyjście poza schemat oznaczałoby naruszenie całej struktury tej mikrospołeczności. Każdy z bohaterów chce się stąd wyrwać, nikt jednak nie ma zielonego pojęcia jak to zrobić.
Sądzę, że właśnie dlatego mieszkańcy małych miasteczek marzą o życiu w ogromnych i anonimowych aglomeracjach w rodzaju Manhattanu. Z tego samego powodu mieszkańcy Manhattanu z taką nostalgią myślą o więziach łączących małe społeczności na prowincji. Problemy głównego bohatera „Stand By Me” biorą się stąd, że jego ojciec nie traktuje serio faktu, że chciałby on zostać pisarzem, widzi go raczej w roli gwiazdy footballu. Jeśli o mnie chodzi sądzę, że bardziej potrzebujemy pisarzy niż sportowców.
Co państwo na to?