Perfect Son: Gdzie jest haczyk?
Etykietka „pierwszego Polaka wydającego w wytwórni Sub Pop” nie odklei się od Tobiasza Bilińskiego zbyt szybko i nawet jeśli sam artysta może być nią już nieco zmęczony to ani myślimy ingerować w ten stan rzeczy. Dlatego przed Państwem zaplecze trzech utworów z albumu „Cast” okiem i uchem ich twórcy, „pierwszego Polaka wydającego w wytwórni Sub Pop”.
Perfect Son wystąpi na tegorocznym OFF Festivalu.
„Almost Mine”
Jeden ze starszych kawałków na płycie, napisałem go niedługo po wyprowadzce do Londynu w bodajże 2015 roku. Ta przeprowadzka to była taka trochę ucieczka od różnych niefajnych rzeczy, więc pewnie stąd mocno melancholijny wydźwięk. Utwór jest o małym dziecku mojej byłej dziewczyny, z którym bardzo się zżyłem, ale w końcu musiałem się pożegnać. Smutny temat – smutna piosenka.
Pamiętam, że od samego początku wychodziły mi trochę country chórki i musiałem się napocić, żeby to obejść. W końcówce wydarzyła się ciekawa rzecz, jest tam taki dziwny, wysoki dźwięk, jakby skrzek. Jak nagrywałem wokale na demo, to mój ukochany mikrofon umarł w trakcie i wydał z siebie właśnie taki odgłos. Trochę go przetworzyłem, zrobiłem z niego sampel i super się wpasował w utwór.
Całość zarejestrowaliśmy w Filadelfii, w studiu Jeffa Zeiglera.
„It’s For Life”
To numer, który chyba najbardziej ze wszystkich mnie zdziwił. Nie sądziłem, że napiszę coś tak optymistycznego. Pamiętam, że miałem długi okres blokady twórczej i zaczynało mi już trochę odbijać. Grzebałem sobie w starych pomysłach i znalazłem bardzo stary transowy kawałek, z którego wziąłem sam bit. Potem przyszło to wysokie pianino, a potem już poleciało. Pamiętam, że skończyłem praktycznie cały w jeden dzień.
Ten kawałek jest o tym, że nagle zaczęło mi się układać i że jest spoko i fajnie, ale ciągle pod spodem jest jakiś niepokój i niedowierzanie, na zasadzie „jest za dobrze, gdzieś jest haczyk”. Na powierzchni jest sielanka i szczęście, ale tuż pod ziemią co jakiś czas lekkie wstrząsy przepowiadające, prawdziwe albo wyimaginowane. I tylko czekasz, aż się wszystko rozpierdoli. Tak trochę śpiewam do siebie – „ej, ogarnij się, wszystko jest okej i wygląda na to, że będzie okej”.
Nagraliśmy wszystko w Warszawie, u Marcina Buźniaka w Axis Audio. Ja nagrałem w zasadzie wszystko, jak zresztą na prawie całej płycie. Tylko perkusję wbił Jacek Prościński, który gra też ze mną na żywo.
„High Hopes”
Prawie cały ten numer napisałem na telefonie podczas wielogodzinnych posiadówek w Cafe Nero niedaleko mojego poprzedniego mieszkania w centrum Warszawy. Wpadliśmy wtedy z moją żoną Anną (wtedy jeszcze dziewczyną) na genialny pomysł adoptowania dwóch szczeniaków naraz, a że mieliśmy jeszcze 2 koty, to nasz dom zmienił się w zoo i nie mogłem w nim pracować. Uciekałem codziennie z telefonem do kawiarni i korzystałem z dobrodziejstw technologii, czyli Garageband na iPhone’ie. Zrobiłem tam w zasadzie wszystko poza wokalami, które śpiewałem sobie do telefonu w kuchni. Na demówce słychać dużo szczekania. To jeden z moich ulubionych utworów na płycie, chyba dlatego że jest taki oszczędny i konkretny. Może to dzięki tym nieszczęsnym szczeniakom… Na telefonie trudno pokomplikować.
Mega lubię grać go na żywo, dostaje wtedy kolejnego wymiaru.
Tak jak większość kawałków na płycie, ten też nagraliśmy u Marcina Buźniaka.
Co państwo na to?