Bionulor: muzyka w teatrze
Binulor to artysta „pogranicza” – przede wszystkim pogranicza surowego dźwięku i delikatnej, koronkowej kompozycji muzycznej (posłuchajcie ostatniego albumu Bionulora zatytułowanego „Erik”), gdzieś pomiędzy konkretem technologii a rozedrganiem świadomości po nieprzespanej nocy, gdzieś pomiędzy jawą i snem. Bionulor to zarówno poważny inżynier i alchemik transmutujący nuty w nowy uniwersalny język, a zarazem roześmiany (poczytajcie dalej – ależ ten facet często się śmieje!) i zdystansowany do własnej twórczości gość. Niewątpliwie jest to jeden z najbardziej charakterystycznych na rodzimej scenie i już dość zasłużonych twórców szeroko pojętego ambientu, woda sodowa nie uderza mu jednak do głowy, jego słowa zaświadczają o tym, że mamy do czynienia z bardzo świadomym artystą.
„L. HRP. RL.”
(Bionulor, 2009 ETALABEL)
Być może trudno w to uwierzyć, ale w okolicach 2005 roku byłem kompletnym komputerowym ignorantem, nie miałem nawet komputera. Technologie cyfrowe uważałem za coś godnego pogardy, służącego prymitywnym rozrywkom (śmiech). Sytuacja zmieniła się, gdy pomysł stworzenia własnego projektu muzycznego zaczął się materializować. W dodatku, chyba na zasadzie przekory, Bionulor stał się w swojej działalności tak stuprocentowo cyfrowy! Moje pierwsze próby z dźwiękiem miały miejsce podczas wakacji 2006, kiedy to, przebywając w rodzinnych stronach, dobrałem się do komputera mojej siostry i w absolutnie nieprofesjonalnych akustycznie i sprzętowo warunkach stworzyłem „L. HRP. RL.”, który to utwór pozostaje do dziś jednym z moich ulubionych na debiutanckim albumie. Ciekawostką jest to, że w tej pierwotnej wersji (nie różniącej się wielce od ostatecznej) powstał tylko i wyłącznie na bazie darmowego oprogramowania.
„Kilińskiego”
((V/A A Sound Guide To Warsaw, 2011 sqrt)
Jesienią 2010 roku Łukasz Ciszak, prowadzący na co dzień label sqrt, wystąpił z inicjatywą stworzenia swego rodzaju dźwiękowej mapy Warszawy tzn. opublikowania kompilacyjnej płyty zawierającej utwory, dla których punktem wyjścia miały być nagrania terenowe dokonane w konkretnych miejscach stolicy. Mój utwór powstał w całości na bazie obróbki dźwięków z „Kilińskiego”. Właśnie na tej ulicy 13 sierpnia 1944, podczas wydarzenia znanego z historii jako wybuch „czołgu-pułapki”, zginęła pierwsza żona mojego dziadka. W wyniku eksplozji niemieckiego transportera ładunków wybuchowych życie straciło wtedy ponad trzystu powstańców i cywili.
„Przeczucie końca” (tytuł roboczy)
muzyka teatralna do „Koriolana”
Z zawodu jestem aktorem wydaje mi się zatem, że nieuniknione było, iż prędzej czy później Bionulor stworzy muzykę do przedstawienia teatralnego. Tego rodzaju debiut umożliwił mi Gabriel Gietzky, który poprosił mnie o przygotowanie ścieżki dźwiękowej do „Koriolana” Williama Shakespeare’a w jego reżyserii, którego premiera odbyła się w czerwcu 2011 w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Praca muzyka dla teatru jest specyficznym doświadczeniem. Przede wszystkim nie ma on zbyt wiele czasu. Na przygotowanie całości miałem zaledwie cztery miesiące, co w moim przypadku jest tempem iście ekspresowym, gdyż płyty Bionulora powstają w trzy, cztery… lata (śmiech). Kolejną kwestią jest to, że o ile podczas odsłuchu w domowych warunkach muzyka jest dla słuchacza i jego wyobraźni doświadczeniem indywidualnym, o tyle w teatrze „zmuszona” jest zmaterializować się w konkretnych warunkach. Jest nieco mniej abstrakcyjna, współtworzy za to namacalny sceniczny świat i – jak sam się przekonałem – ma na niego i jego atmosferę kolosalny wpływ. W tej chwili pracuję nad przygotowaniem podwójnego albumu z muzyką do „Koriolana”, który wraz z kolejną moją muzyką teatralną do spektaklu „SKAZAna” powinien ujrzeć światło dzienne jesienią 2013.
Co państwo na to?