Llovage: narysowani kredkami
Humor, humor i jeszcze trochę… profesjonalizmu – taka jest nowa płyta Ola Walickiego w ducie z Jackiem Prościńskim „Llovage”. Połączenie kontrabasu i perkusji, choć z razu wydaje się niemożliwe do zrealizowania, tutaj owocuje przedziwnie przyjemną, miejscami wręcz pluszową fuzją. Oba instrumenty rozmawiają ze sobą na jakimś nieziemskim poziomie komunikacji w przestrzeni, która ustanowiona zostaje przez syntezatorową otoczkę kreowaną przez obu panów. Jest w tym sporo radykalnej matmy, trochę metafizycznego uniesienia, ale przede wszystkim bardzo dużo miejsca na nieposkromioną improwizację. Są też mocniejsze hałasy, jak w „Katordze”, gdzie nawała dźwięków bezkompromisowo – w nieco yassowym stylu – rozprawia się z naszymi bębenkami. Warto podkreślić, że mimo swobodnej atmosfery, jaką kreują, obaj muzycy doceniają sam proces tworzenia – to, co mają do powiedzenia poniżej niedługo zostanie wzmocnione filmem dokumentalnym, który opowiada o powstawaniu „Llovage”. W końcu ktoś robi coś na serio.
„Pyza Step”
Jacek Prościński: zaczątek elektronicznej sekwencji zrodził się w mojej głowie. Od dłuższego czasu już improwizowałem sobie w samotności tymi składnikami brzmieniowymi na syntezatorze perkusyjnym. Natomiast sama struktura rytmiczna ukonstytuowała się podczas prób z Olem. Ekscytujący był proces krystalizowania się kompozycji. Cały utwór zdaje się mieć najbardziej piosenkową, singlową strukturę. Pyzka daje nam dużo radości w graniu, jest swoistą przygodą. Grając ten utwór sami czujemy się jakbyśmy byli narysowani kredkami, mijali krainy szerokiego świata i doświadczali niespodzianek.
Olo Walicki: Pyzka składa się z dynamicznych tematów i lirycznej części środkowej. Tematy mają dosyć matematyczną, kroczącą „kwintolami”, sformalizowaną strukturę. Oto skąd moja pierwsza fantazja o Wędrówkach Pyzy. Tak powstał tytuł piosenki. W części środkowej utworu, fantazja wizualizowała mi już konkretną scenę: Maleńka i kochana Pyzunia, maszeruje poprzez świat, w koszyczku ma zapewne chlebek na zakwasie, masełka zawiniątko, jajeczka, soli szczyptę i pęczek LLubczyku – musi mieć lubczyk, bo takie są zasady promocji naszej płyty LLovage :). Na głowie chustka a na ustach uśmiech. Autorem rysunków i klipu jest nasz cudowny kolega Maciek Salamon. Ciekawostką pochodzenia tego klipu jest tzw. barter artystyczny! Maciek jest połówką duetu Nagrobki, którego ja jestem honorowym basistą i nagrywam bas do ich wszystkich płyt. Wymieniliśmy się więc – ja Maćkowi nagrałem basy na najnowsze Nagrobki a Maciek zrobił nam piękny teledysk o Pyzuni i jej wędrówkach.
„Materka”
Jacek: enigmatyczny tytuł pochodzi od nazwiska pewnej pani – właścicielki szkoły tańca. Wszystko za sprawą dyktafonu w telefonie. Wymyślając ten utwór, kolejne jego wersje rejestrowaliśmy podczas prób w mojej ćwiczeniówce, która (jak się okazało) znajduje się w bliskim sąsiedztwie tejże szkoły. Długo nie wiedziałem o co chodzi – dyktafon sam tytułował nagrania: „Dance Atelier Materka 007, 012, 014…” – bardzo abstrakcyjne się to wydawało! Okazało się, że mój telefon ma taką przypadłość, że domyślnie tytułuje nagrania względem lokalizacji. Pewnej próby podzieliłem się tą obserwacją z Olem. Dużo radości dało nam nazywanie tego utworu „Materką” jeszcze przed tym kiedy uznaliśmy, że tak właśnie ma się on ostatecznie nazywać. Materka powstała spontanicznie, dość szybko wykrystalizowała się intencja i znaczeniowość kompozycji. Cały numer postrzegam jako gwałtownie zmieniający się dialog. W środkowym segmencie można usłyszeć dosłowną konwersacje złożoną z posamplowanych samogłosek głosu Ola, wyzwalanych uderzeniami w obręcze bębnów zaopatrzonych w sensory skomunikowane z laptopem. Materka jest hybrydą otwartej formy, cytatów z m-base, techno, ambientu i czegoś co jest przez nas nieidentyfikowalne.
„NNW (najmiejsza wspólna wielokrotność)”
Jacek: NWW – ciężko w to uwierzyć, ale ten utwór ma u źródła błogosławieństwo Krzysztofa Komedy. To właśnie z utworu „Nóż w Wodzie” wycięliśmy krótkiego sampla, który został zniekształcony na kilka sposobów. Sam charakter NWW miał mieć specyfikę komputerowego wyrachowania, jednocześnie z dużą dozą pierwiastka ludzkiego. Jakby Richard D James spotykał europejski ansambl free jazzowy. Pierwotnie nazywaliśmy ten utwór od tytułu kultowego filmu Romana Polańskiego – „Nóż w Wodzie”…
Olo: …czyli w skrócie NWW. Wokół tego skrótu jednak rozkręciła się kolejna – nowa historia. Czułem, że NWW ma jakiś równoległy sens i znaczenie. W końcu to sprawdziłem – Najmniejsza Wspólna Wielokrotność jest terminem matematycznym! Przestudiowałem to zagadnienie i z zachwytem odkryłem, że jest ono kwintesencją koncepcji powstania tego utworu. Więcej, ta teoria pasuje też do naszego duetu – najmniejszej wielokrotności muzyka. Przede wszystkim jest ona bardzo symboliczną koncepcją harmonijności i opisania świata w którym żyjemy – wartości dzieli na ich wielokrotność tak długo, aż zawsze dotrze do podstawy – cyfry „1” lub innej cząsteczki.
Co państwo na to?