Kompozyt: Przypiaszczenie
Bez dwóch zdań to jeden z najlepszych polskich albumów z elektroniką tego roku, choć wydany został nakładem brytyjskiego labelu Trees Will Remain (obaj członkowie duetu Kompozyt mieszkają dziś w Londynie). Analogowa plastyczność i klasyczna rytmika generowana za pomocą antykwarycznych maszyn perkusyjnych tworzą tutaj przedziwną mieszankę ambientalnego odrealnienia i tłustego beatu. Jest w tym jednocześnie elektroniczny chłód i jakiś rodzaj organiczności, niemalże namacalnej tekstury, głębokie dubowe echa i spiętrzające się struktury, a wszystko to okraszone dyskretnymi dźwiękami trąbki. „Synchronicity”, mimo swoistego kunsztu kompozycyjnego, nie wymaga od słuchacza żadnego przygotowania, bo od pierwszych nut wciąga go, dostosowuje do siebie jego akcję serca, uspokaja. Dawno już muzyka nie budziła skojarzeń z tak oczywistymi niegdyś słowami: ciepło, bezpieczeństwo, błogość. „Synchronicity” przepisujemy niniejszym każdemu cierpiącemu na internetową nerwicę i serialowe opętanie.
2017 był dosyć nietypowym rokiem na świecie, w polityce, w społeczeństwie. Echa brexitu głośno wybrzmiewały w brytyjskich mediach (obaj mieszkamy w Londynie). Trump dopiero co został mianowany prezydentem USA, a sprawy w Polsce i w Europie też z dnia na dzień zaczęły się komplikować. Codzienna dieta medialna wydała się wręcz toksyczna dla duszy. To wszystko dotknęło nas w pewien sposób i postanowiliśmy być może poszukać jakiejś odskoczni artystycznej i ukojenia w muzyce. Chcieliśmy nagrać płytę, która będzie dotykać na głębszym poziomie i pozytywnie nastawiać.
Jak ulubiony puszysty koc, którym można się ciepło opatulić i wyruszyć w godzinną podróż w równoległe światy. Zmiana krajobrazu czasem dobrze robi.
„Mountain Tops”
Czuje się, że to kawałek otwierający płytę… Elementy wchodzą i nawarstwiają się stopniowo i konsekwentnie. Słuchając tego kawałka, przenosimy się na szczyt góry, z której w ciepłe letnie popołudnie spoglądamy na niezmierzony horyzont. „Mountain Tops” to jeden z bardziej melodyjnych kawałków na płycie. Kędzierzawe dźwięki syntezatorów i trąbki wiją się i unoszą nad warstwą harmoniczną jak chmury przeciągnięte nad spaloną słońcem ziemią. Podczas nagrywania „Mountain Tops” wielokrotnie patrzyliśmy się na siebie, jak to muzycy w zespole mają zwyczaj, kiwając potakująco głową. To były dla nas bardzo ważne emocjonalnie momenty i muzyczny papierek lakmusowy, pokazujący, że to co tworzymy, ma wartość, że podążamy we właściwym kierunku.
„Running To The Sea”
Chcieliśmy ciekawie połączyć tekstury syntezatorów i maszyn perkusyjnych. Całą płytę nagraliśmy na takiej archaicznej konsoli analogowej z lat 80. Te stare konsole mikserskie dodają dźwiękom efektu ocieplenia, albo jak my to nazywamy „przypiaszczenia”. Lepiej się tego słucha. Następnym bardzo ważnym elementem dla nas była przestrzeń i to, że chcieliśmy dać każdemu z utworów dużo czasu, aby swobodnie się rozwinęły, nie bojąc się, że muszą zmieścić się w określonych ramach czasowych lub że będą przez to nudne. Być może dziesięciominutowe kawałki są właśnie tym idealnym antidotum na deficyt uwagi w erze smartfonów i hackowanie naszych receptorów dopaminowych przez media społecznościowe. Szczególnie widać to w „Running To The Sea” i „Unfolding”, które powoli się rozkręcają. Jest w nich jednak swoista naturalność i spora dawka organiczności. „Running To The Sea” lepiej niż jakikolwiek inny kawałek na płycie oddaje poczucie błogości i permanentności.
„Homesick”
Kawałek „Homesick”, który od razu po nagraniu wydał nam się dość melancholijny, został zupełnie przeobrażony i popchnięty w nową przestrzeń dzięki improwizacjom Olgierda Dokalskiego na trąbce. Jesteśmy też szczególnie dumni z tego, jak udało nam się przekształcić brzmienie trąbki i zamazać linię pomiędzy jej partiami a partiami syntezatorów. Na „Homesick” rewerberują też jakieś wczesne fascynacje muzyka trip-hopową z rejonów Bristolu. Harmonicznie to jeden z bardziej rozbudowanych kawałków na płycie i przez to może wywoływać silne emocje.
BONUS INSPIRACJE:
od dubowych produkcji Lee Scratcha Perry’ego z końca lat 70., przez album DJ Krusha z Toshinorim Kondo, aż po produkcje Basic Channel i Rhythm & Sound. Jeżeli chodzi o improwizacje, wielokrotnie daliśmy się zaczarować występami australijskiej grupy The Necks.
Zaskoczyło nas to, jak pozytywnie nasz album jest odbierany. Nas to po prostu niesamowicie cieszy, gdy ta muza działa na innych tak jak na nas samych.
BONUS PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ:
Kończymy właśnie pracę nad naszym nowym singlem z gościnnym udziałem Lee „Scratch” Perry’ego. Scratch zgodził się na kolaborację i nagrał dla nas zupełnie oryginalne wokale. Singel „Hidden Force” ukaże się pod koniec czerwca na winylowej siódemce. Nie możemy się już doczekać!
Co państwo na to?