kIRk: Wychodzenie ku światłu
Myślę, że nie będzie to przesadą jeśli nazwę tę płytę powrotem z „tamtej strony”. kIRk wydał właśnie swoją piątą płytę i choć nadal przytłacza nienaturalnie dusznym klimatem, niepokoi dziwnymi pogłosami, piskami i trzaskami, które zdają się nie pochodzić ze znanego nam świata, a do tego – za pomocą ostrych jak brzytwa i tłustych niczym smoła sampli – świdruje naszą strefę komfortu, to nowy materiał zdaje się przynosić w twórczości tria subtelny powiew odrodzenia, lekki wietrzyk nadziei. Po pierwszym przesłuchaniu singlowego „Rekonesansu” od razu skojarzyłem go z twórczością Żuławskiego, szczególnie zaś niesamowitym i jednocześnie odpychającym „Na srebrnym globie” – filmie, który najdobitniej moim zdaniem pokazuje bóle porodowe cywilizacji, narodziny czegoś nowego. Zmiany, jakie zaszły w twórczości kIRk’a nie stanowią być może rewolucyjnej transformacji stylistycznej, wydaje się jednak, że akcenty zostały nieodwołalnie poprzesuwane, wychodzenie z mroku ku światłu rozpoczęte, porzucanie starej planety nieodwołalne, oto temat, który zdaje mi się przewodnim dla ich najnowszego krążka. Mam wrażenie, że moje intuicje nie są zbyt odległe od tego, co na ten temat mają do powiedzenia członkowie zespołu.
„Rekonesans”
Podziwiam człowieka między innymi za to, że chce i potrafi zdobywać się na odwagę. Znam ten smak euforii zespojonej z lękiem. Aczkolwiek jednym z najbardziej wartościowych odkryć, jakie mi się przydarzyły było odkrycie własnej ograniczoności. Wiem, że na pewno nie odkryję nowej planety ani nie zejdę do wnętrza Ziemi. Co więcej, nic nie wskazuje, żebym dokonał czegoś nieporównanie mniejszego kalibru. Bardzo polubiłem pana Pickwicka, który drepcze sobie wiejskimi ścieżkami i rozmawia z pasją z przygodnymi ludźmi (Paweł Bartnik).
„Milion Lat Świetlnych”
Utwór „Milion Lat Świetlnych” jest jak zapis dźwiękowy z wiecu, który zwołany został gdzieś w przestrzeni nieco odmiennej od codziennego krajobrazu, w którym się poruszamy. A mianowicie było to miejsce na pewno odleglejsze od słońca niż nasza Ziemia, bo był dzień, a niebo tonęło w głębokim granacie. Powoli, jakby zza pleców schodzili się reprezentanci różnych krain pobliskich i dalekich, rozprawiali przez chwilę o tym i o owym, by po kilku wymianach zdań spleść się w jeden organizm i rozszczepić na miliony kawałeczków. Jakby wszystko, o czym dotychczas dyskutowali, odnosiło się właśnie do tego, na ile tych drobin się powinni razem rozszczepić, by ze spokojem umysłu dać się ponieść międzygalaktycznemu wichrowi (Antonina Nowacka).
„Tam, gdzie rodzi się dzień”
Wszystko zaczęło się od „Alien Lightning Meat Machine” i nie chodzi mi tylko o ostatni numer z nowej płyty, który zawiera w sobie pulsację z tego utworu Psychic TV, ale całą płytę „Ich dzikie serca” i obecny byt kIRk. Nie afiszowaliśmy się z tym, ale od kilku miesięcy zespołu kIRk nie było. Nałożyło się to z moim osobistymi wątpliwościami. Przestałem czerpać przyjemność z grania na trąbce i zarzuciłem zajmowanie się muzyką. Ale od początku.
Parę lat temu trochę przypadkiem trafiłem na koncert Psychic TV w starym Festsaal Kreuzberg w Berlinie. Występ Genesisa P-Orridge’a i jego wesołej ekipy, wywołał we mnie szczególne uczucie. Muzycznie nie urzekł, choć jednocześnie głęboko poruszył. Pandrogyn w ewangelizującym geście zsyłający na słuchaczy łaskę miłości był zaskakująco skuteczny. Wychodząc z koncertu byłem w stanie euforii. Przez następne kilka dni rozpierała mnie energia, a o koncercie zapomniałem.
Wspomnienie koncertu Psychic TV wróciło akurat w momencie, w którym rozkład kIRk osiągnął swoje apogeum. Okoliczności, które sprawiły, że wspomnienie to rozkwitło w mojej głowie właśnie wtedy pozwolę sobie pominąć. Istotne są refleksje z owej iluminacji – robienie muzyki, sztuki w ogóle, ma moim zdaniem sens wtedy, gdy chce się przekazać odbiorcy coś pozytywnego. Ta szczera chęć towarzyszyła nam przy reanimacji zespołu i przy pracy nad płytą. Chciałbym, żeby po wybrzmieniu ostatnich dźwięków „Tam, gdzie rodzi się dzień”, choć jedna osoba poczuła się lepiej niż przed odpaleniem „Ich dzikich serc” (Olgierd Dokalski).
Co państwo na to?