Julia Marcell: Sentiments
Stało się! W kameralnej kosmologii serwisu musicNOW! odnotowano właśnie pierwszy w pełni zamknięty cykl i to bez atrakcji towarzyszących zwykle tego rodzaju wydarzeniom, w rodzaju kataklizmu, powodzi, czy plagi szarańczy. Nie tak znowu dawno, bo ledwie półtora roku temu, rozmowa z Julią Marcell zainaugurowała serię autorskiego opowiadania piosenek, która w międzyczasie rozrosła się do kilkudziesięciu tekstów. Ani nam w głowie kończyć, co nie znaczy, że wybranych artystów nie możemy przepytać powtórnie. Szczególnie, gdy mamy do tego powód, a w przypadku Julii jest on całkiem poważny – właśnie ukazał się jej trzeci album zatytułowany „Sentiments”. Zachęcamy do poczytania o pracy nad nowymi piosenkami, tym bardziej, że płyta zaskakuje garażowym, naszprycowanym gitarami brzmieniem.
„Piggy Blonde”
(Sentiments, 2014 Mystic)
Pomysł na Piggy Blonde obudził mnie w nocy. Spałam wtedy w starym domu, który mieścił się w środku lasu, wszędzie niesamowicie cicho i ciemno, ani dźwięku, ani plamki światła – dość strasznie. We śnie męczyły mnie wizje o świńskim chłopcu, który objada się mięsem, aż mu miejsca na płuca nie starcza. Zapisałam szkic tekstu i starałam się usnąć. Rano melodia ułożyła się jakby sama, a szkic okazał się skończonym tekstem. Nagrałam to szybko, żeby nie zapomnieć i dodałam partie smyczków na syntezatorze. To chyba najszybciej napisana przeze mnie do tej pory piosenka, całość, razem z aranżacją, zajęła może ze dwie godziny i nic się nie zmieniła od momentu powstania.
„Maryanna”
(Sentiments, 2014 Mystic)
Przy nagrywaniu tej piosenki zapomnieliśmy zamknąć okno, dzięki czemu na ścieżce wokalnej słychać ptaki. Fortepian należy do Sebastiana Schmidta – mojego perkusisty, i sami go nagraliśmy w jego domu. Czuję, że dzięki tej akcji zdobyłam bardzo cenną wiedzę realizatorską, przypadkowo debiutując w tej roli przy okazji pracy na instrumencie znanym z tego, że nagrywa się go najtrudniej. Ale daliśmy radę. Niestety trzeba było nieco przekupić sąsiadów, bo jak się okazuje, są bardzo wrażliwi na hałasy, nawet tak znikome jak „Maryanna”.
„Cincina”
(Sentiments, 2014 Mystic)
Bębny do wersji demo nagraliśmy na telefon w przypływie natchnienia, żeby szybko uchwycić pomysł. Kompresja tak zmasakrowała blachy, że jak wchodził refren, nic innego nie było słychać, ale perkusiście Thomasowi Fietzowi i mnie podobało się to punkowe brzmienie, dzięki niemu energia niemal rozsadzała ten utwór. Potem w studiu staraliśmy się oddać tę energię już w porządnym nagraniu i koniec końców poniosło nas trochę. Na próbie dźwięku zagraliśmy piosenkę dużo szybciej, a Thomas złamał pałkę i dograł do końca już tylko połową. Potem nagraliśmy jeszcze parę podejść, ale właśnie to nagranie z próby weszło na płytę – miało w sobie tę pierwszą świeżość, której nie dało się powtórzyć.
Co państwo na to?