JAVVA: muzyka do pracy z metalem
„JAVVA to zespół taneczny zrodzony z bitu, gitar i namiętnych mikropsychoz” – w ten nieco kokieteryjny sposób przedstawia się czterech gentelmanów wielokrotnie już sprawdzonych w koncertowych i studyjnych bojach. Grupę tworzą muzycy znani z taki formacji, jak: Hokei, Xenony, Alameda 2, 3, 4 i 5, T’ien Lai, Helatone, Duży Jack, Tropy, Contemporary Noise Quintet czy Something Like Elvis. Nawet jeśli ktoś przespał ostatnie 15 lat historii polskiego niezalu, to już sama długość listy dowodzi, że w kontekście JAVVY o przypadkach nie może być mowy. Pyszna mieszanka inteligentnego hałasu spod znaku At The Drive-In czy Drive Like Jehu (a być także innych grup ze słowem „drive” w nazwie), afrowygibasów rytmicznych i archaicznych klawiszowych barw wychodzi grupie na tyle naturalnie, że miejscami trudno uwierzyć, że żyjemy w jednej strefie czasowej.
Pora zajrzeć za kulisy trzech utworów z „Balance Of Decay”, debiutanckiego albumu grupy.
„Pad Eye Remover„
Bartek: Numer powstał na bazie dwóch riffów basowych, które wymyśliłem zanim powstał zespół. Oba mają nietypowe metrum. Gdy wzięliśmy je na warsztat, dość szybko dopisałem do nich tematy. Niby prosty dwuczęściowy numer, ale trzeba było to cholerstwo długo ogrywać, żeby odpaliło jak należy. Jeden numer, a dwa różne światy, które nie mogłyby bez siebie istnieć.
Mikołaj: „Pad Eye Remover” to utwór o rozedrganiu wynikającym z braku jednego elementu, który burzy całą układankę. To tak, jakby zgubić jeden z miliona puzzli albo śrubkę, która podtrzymuje wielopoziomową konstrukcję. Ludzka istota, w swej naturze, dąży w każdym działaniu do perfekcji, która jest nieosiągalna. Zawsze znajdzie się siła – ludzka lub nieludzka – która, świadomie albo nie, stwierdzi, że należałoby takiemu jednostkowemu widmu perfekcji zaprzeczyć. Być może jest coś w tym, że gdy wszystko jest zapięte na ostatni guzik, a każdy fragment wyczyszczony i idealnie pokryty szybkoschnącym tworzywem, to życie staje się nienaturalne, sterylne. Tekst tego utworu poświęcony jest szaleństwu pojawiającemu się w momentach takich właśnie niepowodzeń.
Łukasz: Jeden z najbardziej złożonych i napakowanych atrakcjami utworów, które dotychczas zrobiliśmy. Gdy go słucham, kojarzy mi się z: ruchem ulicznym we Włoszech, Kołem fortuny, dobrym tajskim żarciem oraz poczuciem, że wszystko się zgadza, choć się zgadzać nie powinno.
„Kua Fu„
Łukasz: Pomysł na ten kawałek wyszedł od melodii granej na basie, którą podrzuciłem Mikołajowi, nucąc mu ją na jednej z prób. Motyw ten początkowo kojarzył nam się z melodią z jednego z kawałków Mitch & Mitch, ale gdy doszła afrykańsko brzmiąca gitara Buksona, to przestaliśmy się tym skojarzeniem przejmować. Numer ma fajne zwroty akcji i energię, którą w takiej muzie bardzo lubię. Jest lekko i orzeźwiająco. Tekst zainspirowany jest obrazem „Pejzaż z upadkiem Ikara” Petera Bruegela starszego, a tytuł odnosi się do chińskiej odpowiedzi na grecki mit o upadłym awiatorze.
Bartek: Totalnie taneczny numer, w którym musiała pojawić się afrobeatowa rytmika. Po prostu inaczej nie dało się tego zagrać. Post-rockowy bridge zmienia na moment kierunek i puls, ale mimo to całość brzmi bardzo spójnie. To nie przypadek, że ten numer stał się pierwszym singlem i że powstał do niego teledysk.
Mikołaj: “Kua Fu” jest dla mnie jak taniec nad rozpadającym się światem. Niezłomna i czujna melodyjna beztroska, zaprzeczająca swoją rytmiczną bezczelnością wszechogarniającej, wzrastającej entropii.
„Erebus„
Mikołaj: Pomysł na główny metalowo-atonalny riff wyszedł od Bartka. Był to jeden z pierwszych utworów, jakie razem zrobiliśmy. Mnie się ta przewrotność i atonalność do tego stopnia spodobała, że zaczęliśmy w tym rzeźbić. Efekt końcowy przeszedł nasze oczekiwania. Podczas grania tego utworu, a zwłaszcza jego finału, wizualizuję sobie czasami ludzkość jako załogę ogromnego statku, niczym w „Non Stop” Briana Aldissa, ale w tym wypadku nie jest to statek kosmiczny, tylko wodny, porwany przez rwący prąd ku niszczycielskiej sile wodospadu huczącego złowrogo przed nim.
Łukasz: Fajnie działa tutaj połączenie surowości noise rocka z synth popem z lat 80. Lubię ten środkowy syntezatorowy segment z melodiami w stylu „Frantic”. Słowa piosenki zainspirowane są serialem telewizyjnym „The Terror”. To historia marynarzy, którzy w XIX wieku chcieli odkryć szlak handlowy na wodach w okolicach koła podbiegunowego. To mądra metafora zmagań człowieka z naturą i jego przegranej pozycji w tym starciu. Tytuł kawałka odnosi się zarówno do nazwy jednego ze statków biorących udział w niebezpiecznej ekspedycji, jak i wulkanu na Antarktydzie, którego wybuch w 2014 roku doprowadził do paraliżu ruchu lotniczego nad Europą.
Bartek: Ciemniejsza strona JAVVY ukazuje się w tym numerze niczym tęsknota za destrukcyjną siłą tropikalnego cyklonu. Z drugiej strony środkowa część numeru daje nieco nadziei na przetrwanie. To jeden z pierwszych numerów, jakie kształtowały ten zespół w pierwszych dniach jego istnienia. Erebus, tak jak utwór „Sentinel”, skierował nas w stronę estetyki, którą postanowiliśmy rozwijać z zespołem.
Co państwo na to?