Jacaszek: muzyka przyrody
Michał Jacaszek to niewątpliwie jeden z największych oryginałów na polskiej scenie elektronicznej. Muzyka, którą tworzy wymyka się prostym kategoryzacjom. Muzyk porusza się gdzieś pomiędzy ambientem, z jego relaksacyjną monotonią i rozmytą astrukturalnością, elektroakustycznym słuchowiskiem, które mogłoby wyjść ze stajni Eugeniusza Rudnika czy Bogusława Schaeffera, muzyką ilustracyjną, której dźwięki przywołują obrazy – dawno zapomniane przestrzenie, zamglone pola, niewyraźne wydmy… Choć Jacaszek potrafił flirtować z nieco lżejszą stylistyką, niewątpliwie jego specjalnością są albumy stonowane, nastrojowe, ale i ciemne, pełne przytłaczającej zadumy, która jest przymiotem prawdziwego melancholika. Skoro o melancholii – przypadłości trawiącej filozofów i poetów – jednym z najważniejszych motywów Jacaszka jest niewątpliwie barok (ew. późny, schyłkowy już i przejrzały renesans), domena śmierci, przekwitania (stąd nadmiarowość i przepych), odchodzenia. Być może tutaj także kryje się tajemnica specyfiki i osobności Michała Jacaszka – odosobnienie sprzyja refleksji, prawdziwe poznanie zaś pozwala nam na tworzenie sztuki najbliższej świata, dotykającej szczegółu i konkretu rzeczywistości.
Oto trzy historie, które wiążą się z procesem twórczym, który jak zwykle zaskakuje w zupełnie przyziemny sposób.
„Book of Lake”
(Catalogue des Arbres, Touch 2014)
Utwór „Circling” podobnie jak inne utwory na albumie „Catalogue des Arbres” jest połączeniem akustycznych improwizacji opartych na utworach Oliviera Messiaena oraz szumu liści nieznacznie poddanych cyfrowej obróbce. Muzyka przyrody, nagrywanej w terenie przez ponad dwa lata. Pod koniec żmudnej pracy, kiedy album był prawie gotowy, wyniknęła niespodziewana komplikacja. Okazało się, że nie dostaliśmy zgody na wykorzystanie (bardzo krótkich) fragmentów messiaenowskich kompozycji. Stanęliśmy przed koniecznością zamiany kilkunastu nut w kilku utworach, ale największym problemem było ponowne nagranie studyjne fortepianu. Zdecydowałem się wykorzystać cyfrową emulację tego instrumentu, by zaoszczędzić na wynajęciu studia. Producencki efekt najlepiej słychać w drugiej części utworu „Book of Lake” Fortepian składa się tutaj z dwóch warstw – fortepian „prawdziwy” i „cyfrowy” grają razem. Moim zdaniem nie słychać różnicy.
„VI”
(Petral, Gusstaff 2010)
Cały album „Pentral” składa się z dźwięków nagranych w kościołach – dokładniej trzech gdańskich gotyckich bazylikach. Dominują organy, ale jest bogaty zestaw odgłosów perkusyjnych, także głosy wokalistów. Utwory „II” i „VI” zaskakują ekstremalnymi skokami głośności. Niemal wszyscy recenzenci chwalili album jednak problemem były dla nich te dwie kompozycje. Niektórzy pisali o przerażeniu, inni o bólu uszu i gwałtownym zrywaniu słuchawek, padło nawet słowo „schizofrenia”. Chciałem zerwać z typowym ambientowym schematem – utrzymywaniem całości materiału w jednolitym łagodnym nastroju. Myślę, ze wówczas płyta zyskałaby większa akceptację w prasie, ale nie żałuję tego zabiegu.
„To Violets”
(Kwiaty, Ghostly International 2017)
Taka mała tajemnica, którą ukrywam przed wydawcą. „To Violets” z mojej najnowszej płyty to przeróbka starszego o jakieś pięć lat kawałka pt „White Wind Waltz”, stworzonego na potrzeby kompilacji. Posłuchajcie różnicy:
Wersja oryginalna:
Wersja z wokalem:
Co państwo na to?