
Wywiad, którego nie było – Drekoty opowiadają piosenki
W przypadku kameralnych i niecierpiących na nadmiar rąk do pisania serwisów jak musicNOW!, sprawy często lubią trwać dłużej i dziać się wolniej niż powinny. Nie inaczej było w przypadku rozmowy z Drekotami. Pierwotnie mieliśmy rozmawiać podczas Unknown Festival, ostatecznie jednak wywiad nie doszedł do skutku. Nawet chyba mieliśmy śmiertelnie się obrazić, ale sam koncert potwierdził, nasze nieśmiałe przypuszczenia – Drekoty na żywo wypadają wręcz porywająco, dlatego pomysł porzucenia publikacji tekstu na temat formacji tak niejednoznacznej i wyróżniającej się na krajowym podwórku byłby strzałem w kolano. Dosłownie kilka dni później treści, o które nam chodziło wylądowały na „firmowym” mejlu. I oto, po dwóch miesiącach redakcyjnej inercji wypuszczamy je w świat. Piosenki z debiutanckiej „Perestyny” w imieniu Drekotów opowiada perkusistka i wokalistka tej w 100% żeńskiej formacji, Ola Rzepka.
„Tramwaj”
(Perestyna, 2012, Thin Man Records)
Historia tej piosenki sięga zamierzchłych czasów, gdy jako projekt teatralno-muzyczny Rozczyny, w którym grałam z dwoma aktorkami – Marią Dąbrowską i Martą Malikowską – zostałyśmy zaproszone do wzięcia udziału w uroczystej gali z okazji 50-lecia powstania pierwszego girlsbandu w Europie – zespołu Filipinki. Zadaniem zaproszonych zespołów było współczesne podejście do twórczości obchodzącej jubileusz grupy. Wzięłyśmy na warsztat m.in. piosenkę „Nie Ma Go”, dokomponowując do oryginalnego tekstu autorstwa Krystyny Żywulskiej własną muzykę. Ta nasza wersja znalazła się na płycie pamiątkowej z jubileuszu – „Inspired By Filipinki”. Potem, kiedy założyłam zespół Drekoty – szkoda mi było jakoś tej melodii, więc dopisałam do niej własny tekst i nagrałyśmy ją na nowo.
„Za”
(Perestyna, 2012, Thin Man Records)
Dawno, dawno temu, zanim byłam przede wszystkim muzykiem, parałam się także m.in. plastyką. Na zajęciach z projektowania graficznego mieliśmy za zadanie stworzyć okładkę do nieistniejącej książki. Zrobiłam wtedy okładkę Suchy stukot ostrych obcasów i jakoś mi wpadła ta fraza do głowy i nie mogła wypaść. Kilka lat później stała się tytułem choreografii mojego współautorstwa (do kwartetu Beli Bartoka zresztą), a teraz – ponad 10 lat później – przewija się niczym mantra w piosence „Za”.
„Plan B”
(Perestyna, 2012, Thin Man Records)
Pomimo że brzmi dosyć prosto, wałkowałyśmy ją strasznie długo na próbach, bo wykorzystuje metrum nieparzyste „na pięć”, a więc takie dosyć nienaturalne dla naszej kultury, a poza tym wokal wchodzi w synkopach (czyli „po raz”), ale nie z takim feelingiem jak w jazzie, tylko wręcz odwrotnie – punkowo, zadziornie i nie jest łatwe, żeby połączyć te elementy i zachować jeszcze autentyczność w ekspresji. Ot, taka mini analiza.
Co państwo na to?