Mindless Self Indulgence: Disney, Ty sukinsynu!
Mindless Self Indulgence to taki zespół, obok którego ciężko przejść obojętnie. Trudno jest być gdzieś po środku, albo się ich uwielbia, albo nie znosi. Głównie ze względu na specyficzną otoczkę, którą stworzyli wokół siebie. Z pozoru jest to prosta muzyka, miejscami nawet chaotyczna. Krótkie, melodyjne kawałki, łączące w sobie jednak mnóstwo wpływów i gatunków: punk, electro, industrial czasem elementy hip hopu czy też muzyki inspirowanej kreskówkami. To wszystko okraszone specyficznymi tekstami, bardzo często wulgarnymi i seksistowskimi. Sami określają swoją twórczość jako „industrial jungle pussy punk”. To rodzaj humoru, który na pewno spodoba się fanom serialu South Park…
Jesienią zespół pojawi się na koncertach w Europie. O tym czy zobaczymy ich w naszej ojczyźnie jeszcze nic nie wiemy. Popieramy jednak inicjatywę polskich fanów, którzy gromadzą się na facebooku (klik!), żeby wreszcie móc zobaczyć MSI na żywo.
Najbardziej wyrazistą postacią Majndlesów jest ich ekscentryczny lider Jimmy Urine, który znalazł chwilę, żeby specjalnie dla musicNOW! opowiedzieć kilka zwariowanych historii związanych z „How I Learned To Stop Giving A Shit And Love Mindless Self Indulgence” – ich ostatnim, niedawno wydanym albumem.
Pojawił się szalony pomysł, żeby zaproponować fanom, że jeśli ktoś zapłaci nam pięć kawałków to nazwiemy ten utwór jego imieniem…
„Witness”
(How I Learned To Stop Giving A Shit And Love Mindless Self Indulgence, 2013 Uppity Cracker)
To był pierwszy kawałek, który napisałem z myślą o naszym nowym albumie. Bezpośredni, przegięty, zwariowany i bardzo niegrzeczny. To kwintesencja naszego stylu. Powstał w trzy dni i myślę, że nadał ton całemu projektowi. Dlatego od niego zaczyna się nasza płyta. Padające na samym początku słowa „son of a bitch” stanowią rodzaj motta, które przyświecało nam przy tworzeniu „How I Learned To Stop Giving A Shit And Love Mindless Self Indulgence”. Nasze koncerty zaczynamy zazwyczaj od tego numeru, ludzie go bardzo dobrze przyjmują. Zabawne, ale w wielu recenzjach także dziennikarze wspominają o nim. Jest w Witness coś naprawdę szalonego, bo wszystko co działo się ostatnio ma związek z tym kawałkiem.
„You’re No Funny Anymore Mark Trezona”
(How I Learned To Stop Giving A Shit And Love Mindless Self Indulgence, 2013 Uppity Cracker)
Napisałem ten kawałek wspólnie z Rhysem Fulberem z Front Line Assembly. Rhys miał pomysł na kawałek utrzymany nieco w klimacie lat 80. Napisałem do niego tekst i podkręciłem nieco muzykę, żeby była bardziej w klimacie Mindless Self Indulgence. Pojawił się szalony pomysł, żeby zaproponować fanom, że jeśli ktoś zapłaci nam pięć kawałków to nazwiemy ten utwór jego imieniem. Nie było mowy o zmianie tekstu, żeby był o tej osobie. Po prostu taka zajawka – daj nam kasę, a będziesz w tytule tej piosenki. Wymyśliliśmy tytuł „You’re No Fun Anymore” (Nie jesteś już zabawny), bo to fajna fraza, do której można dodać czyjeś imię i nazwisko. Nikt raczej nie przypuszczał, że to się uda. Pieprzyć to, nigdy nic nie wiadomo…
I nagle pojawił się koleś z Australii – Mark Trezona. Dał nam pięć tysięcy po to, żeby znaleźć się w tytule naszej piosenki. Wszyscy nas pytają kim jest Mark Trezona. A czy to ważne? Po prostu jest i zawsze będzie częścią tego kawałka. Jeśli nawet za 20 lat płyta zostanie wznowiona, Mark Trezona zawsze tam będzie. Spotkałem go na Soundwave Festival w Australii gdzie występowaliśmy i mocno wyściskałem.
„Ass Backwards”
(How I Learned To Stop Giving A Shit And Love Mindless Self Indulgence, 2013 Uppity Cracker)
To taki utwór, który opowiada o nas. Opisuje to jak zawsze wszystko robimy „od dupy strony”. Po napisaniu tego kawałka stwierdziłem, że muszę wypełnić czymś wszystkie te przerwy, które się tam pojawiają… Wychowałem się na kasetach z bajkami Disneya jak Piotruś Pan czy słonik Dumbo etc. Na tych kasetach zawsze jakaś kobieta mówiła „Proszę zmień stronę”. Niewielki pisk i przekładałeś na drugą stronę. Pomyślałem sobie, że zabawnie będzie zrobić coś takiego w tym kawałku. Takie niegrzeczne wersje disneyowskich narracji. Poprosiłem moją żonę Chantal Claret, która świetnie parodiuje Julie Andrews (aktorka znana z filmów Disneya, m.in. „Mary Poppins”, jednego z największych hitów w historii wytwórni – przyp. red.). Udało jej się przy pierwszym podejściu! Efekt jest niesamowity. Reszta zespołu oszalała, gdy usłyszała Chantal mówiącą głosem Julie Andrews: „Let me tell you a story about one motherfucker, two motherfuckers”… Daliśmy to na koniec płyty, bo to doskonały finał. Zaczynamy od „son of a bitch”, a kończymy „Goodnight, stupid children”.
Co państwo na to?