Błoto: Ucieczka Drużyny A
Błoto to mistrzowie energii – chłopaki potrafią zachwycić umiejętnością przeskakiwania pomiędzy konwencjami i balansowania pomiędzy sprzecznymi emocjami. Płytę otwiera utwór „Kałuże” – ambientalny i pełen swoiście mglistych pejzaży, by szybko przeskoczyć w „Mady” – najbardziej jednoznaczny, jasny i swoiście energetyczny, zapowiadający jednak dalsze komplikacje: gęstniejącą atmosferę, coraz bardziej lepki klimat, nie da się tu nie ubrudzić… Jest tu sporo klasycznego polskiego jazzu z jego nieco surrealistycznym klimatem, jest też jednak odrobina nujazzowego plumkania rodem z lat 90., a także spora dawka niemal punk’owej sieki, która miażdży szare komórki. Błoto myli tropy: gdy już na dobre rozsiądziemy się w fotelu, oni wysyłają nas w mroczne i zimne przestrzenie skalistych gór, gdy już odetchniemy po tej wyprawie, znów czujemy przygniatający niepokój.
„Bielice”
Nasz saksofonista Książe Saksonii powiedział, że ten utwór brzmi jak wejście do jazz clubu „U Muniaka” w Krakowie o 4 nad ranem. Wchodzisz do ciemnej jamy, idziesz i słyszysz coraz wyraźniej dźwięki wyłaniającego się jazz bandu. Pamiętam też kiedy improwizowaliśmy Bielice w studio Maska, spojrzałem ukradkiem zza rozklekotanego pianina jak nasz druh Sebol znajdujący się za pleksi szybą w reżyserce tańczy z radości i wyciąga kciuki do góry. Udało mi się wyczytać z jego twarzy i ruchu warg, że krzyczy: „w końcu swing”! Dalej już nie będzie tak wesoło. Finalnie okazało się, że aura tego utworu kojarzy nam się z jałowymi glebami bielicowymi. Nie dość, że może na nich wyrosnąć ledwie sosna, to człowiek usilnie męcząc ją orką jeszcze bardziej niszczy już dość opłakaną kondycję gleby. Bielice to też malownicza wieś na peryferiach województwa dolnośląskiego w Kotlinie Kłodzkiej. Miejsce ma długą historię, ale z tego co mi wiadomo to wieś po wojnie, aż po dziś dzień, została w większości wyludniona ze względu na słabą jakość gleb i krótki okres wegetacji spowodowany ostrym klimatem. (Latarnik)
„Mady”
Płyta „Erozje” nie jest zwykłym albumem. Jest to bardziej dokument narodzin muzyki Błota. „Mady” to jeden z moich ulubieńców na płycie, ponieważ jest żywym przykładem powstawania czegoś z niczego. Kiedy utwór się zaczyna, jestem z moim Moogiem na pustyni dźwięków razem z perkusją Cancer’a G. Tułam się, błądzę, nawołuję pomocy. Nagle na horyzoncie pojawia się oaza w postaci basu Wuji HZG. Kiedy jego dźwięki tworzą ściółkę, rozpoczyna się ewolucja powstawania życia. Rodzi się harmonia, wibracje i rezonans. Następnie rosną kwiaty i drzewa, a to wszystko za sprawą dźwięków siewcy Księcia Saksonii. Takie są właśnie Mady. To ekstremalnie żyzne gleby w Polsce występujące najczęściej w dolinach naszych najdłuższych rzek. Wylewy pobliskich wód dostarczają im niezbędnych minerałów, które powodują ich wysoki urodzaj. Ten proces może przerwać tylko człowiek budując różnego rodzaju konstrukcje hamujące wylewanie rzek. Erozje. (Latarnik)
„Glina”
„Glina” przenosi mnie do pościgów znanych ze starych filmów. Niczym ucieczka Drużyny A w swoim GMC. Brzmienie każdego nagranego instrumentu jest intrygujące i niepokojące. Zostaje dotknięty i naznaczony brzmieniem i charakterem muzyki psychodelicznego jazzu z lat 70. Po pierwszym zagraniu syren przez Latarnika, od razu na myśl przyszedł mi atak typów spod ciemnej gwiazdy. Nic też dziwnego – słychać również kraksy samochodów, które są sygnałem granym przez Księcia Saksonii. Dochodząc do uciekającej sekcji rytmicznej słychać symbiozę pomiędzy stopą Cancer’a G a moim basem, który jest przepuszczony przez effect SUB. Pojawia się też moment, gdzie cały zespół lekko gaśnie, przypomina mi to dalszy pościg podejrzanych, którzy trafiają do klubu z muzyką techno i „Glina” nie jest ich w stanie odnaleźć i udaje się im uciec. (Wuja HZG)
„Gleby Brunatne”
To utwór, który podczas sesji nagraniowej możliwe, że był ostatni. Ostatnie minuty, ostatnie sekundy totalnie nas oczyszczają. To dla mnie bardzo ważna podróż do idealnych miejsc, które nie są zniszczone przez nas samych – „ludzi”. Czuje w nim ukojenie oraz nadzieję. Podróż grana przez Latarnika na pianinie oraz solistyczne granie Księcia Saksonii idealnie koresponduje z niższą warstwą rytmiczną. Bas wraz z perkusją gra ciągle powtarzającą się mantrę. Kiedy grałem ten bas w pierwszym momencie zależało mi na tym, żeby odnieść się do utworu Krzysztofa Komedy „Nim Wstanie Dzień”. Słychać narodziny naszych pomysłów i oddania naszych emocji ku czci muzyki. (Wuja HZG)
Co państwo na to?