Muzyka to dla mnie soundtrack codzienności. Jak już coś zamieszka w mojej głowie to z reguły zostaje w niej na długo a w każdym momencie życia dane dźwięki znaczą coś innego. Dość mocno się przywiązuje - czy to dobrze? Nie wiem, tak już po prostu jest. Oldschoolowe brzmienie i muzyka zaginionych czasów to jest coś w czym się czuje najlepiej. Ale głowa musi pozostać otwarta, bo zawsze coś może nas zaskoczyć. Słuchanie, pisanie, czytanie, oglądanie, granie, tworzenie. Każdy aspekt daje coś innego. Dla mnie przede wszystkim poczucie, że muzyka zawsze jest obok nawet jeśli przez chwilę nie ma obok nas nikogo.
O ile w przypadku „Mellon Collie And The Infinite Sadness” zawartość płyty była dość zróżnicowana, dzięki czemu rozmiar wydawnictwa nie ciążył tak bardzo na słuchaczu, to w przypadku „Cyr” jest odwrotnie.